Inwokacja

Od czwartku 24 lutego 2022 roku codziennie przygotowuję potrawkę wedle przepisu genialnego żabojada Rolanda Topora. Hej! Wladimirze Putin! Patroszę jednego po drugim twoich ulubionych agentów. Hej! Putinie Szkaradny! Już dawno nie wierzę, żeś potomkiem rzymskiego Marsa takoż greckiego Aresa. Na ciebie czyha Brutus, a za drzwiami czają się greckie Erynie zrodzone z ze spadłej na Gaję krwi z wykastrowanego Uranosa. Nie wiem czy ci się to spodoba, ale tak jest.   

         Azaliż na razie patroszę, a czynię jedynie tak, boć agentów rosyjskich jest ci u nas dostatek. Bo to już drugie pokolenie wywiadowców bolszewickich zostawionych w Kraju Pieroga i Zalewajki przez rezydenta KGB w Warszawie, ogoniastego generała Witalija Pawłowa, byłego przyjaciela sowieckiego genseka Jurija Andropowa.

                 Skądinąd wiem, że Pawłow, wychowawca i impresario wielu pokoleń tajniaków, denuncjatorów i kretów to także nauczyciel Putina. Więc generał, wyprowadzając się znad Wisły w 1984 roku zostawił w Nadwiślani stadko liczące około 5000 szpicli. Miał bowiem tak imponujący ogon. Dupowkręci Putina przejęli wychowanków Pawłowa z dobrodziejstwem inwentarza. Tuszę więc, że obiektów do patroszenia mi nie zabraknie.

                 Wypatroszyłem już niektórych w swoich książkach. Piszczeli. Ich pisk doleciał do ambasady Rosji, która się obraziła i zaniechała zapraszania mnie na uroczystości związane z rocznicą rewolucji październikowej. Żałowałem, bo ja lubię Ruskich. Lubię ich tak, jak lubił ich Janek Himilsbach. Który rozumiejąc duszę rosyjską przekonywał: „Lubię Ruskich. Stacjonowali u nas, pili wódkę, jeden strzelił do bociana, przestrzelił mu nogę. Drugi opatrzył ją i zastrzelił pierwszego. Lubię Ruskich, umieją uszanować człowieka i przyrodę”.         Czy Ruskich polubią kiedykolwiek Ukraińcy? nie mnie o tym sądzić.

                 ***

 

         Patrosząc agentów putinowskich ranguję ich wedle zasług dla Kraju Pieroga i Zalewajki. Jeśli szpicel był z ikrą, usuwam móżdżek, by nie nawarzył piwa. Wycieram, ostrożnie czeszę, nie uszkadzając skóry. Myję, by prezentował się apetycznie.

         Duszę w oskomie. Grubego agenta duszę cztery godziny, chudego – trzy obficie podlewając olejem rzepakowym.

         Uduszonych podaję przyjaciołom na półmisku wyłożonym polisą ubezpieczeniową na wypadek mojej niespodziewanej śmierci. Półmisek przybrany jest bilonem z coraz bardziej parciejącej złotówki oraz kwieciem.

         Obok kładę komunikat GUS o inflacji w marcu 2022 roku i rekomendację JE prezydenta Andrzejka Dudy, iż najlepszym kandydatem na szefa Baku Centralnego wedle głowy państwa jest Adam Glapiński. Przy podawaniu potrawki gwiżdżę z podziwem ulubioną melodię „Ojca Ojczyzny”.

         Duszonego agenta ani to ziębi, ani grzeje, ale mojemu towarzystwu potrawka dobrze robi.

         Teraz trochę historii ze wskazaniem na łotra, do którego usiłują doszlusować dzisiejsi szubrawcy.

      Dziesiątą rocznicę rejterady Światły spędziłem w Sudetach Zachodnich. „Kogut” czyli podpułkownik Józef Światło tam też kiedyś grasował. Chciałem go zjeść z kopytami. Dusić wedle przekazanej wyżej recepty Topora. Dało mi to pretekst do wspomnień.

      ***

      Środek Gór Izerskich. Lata krótkie. Zimy długie, śnieżne i mroźne. Idziesz. Śnieg chrzęści pod stopami. Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Instynktownie wciągam łeb w ramiona, aby o dupę Wielkiej Niedźwiedzicy nie przypieprzyć.

      Wielka Niedźwiedzica ma uwiązany do ogona dyszel Wielkiego Wozu, a to jest groźne! Więc dziwię się, że mój niegdysiejszy przyjaciel, Wołodia Putin, jeszcze na to nie wpadł.

      Fuj! Jakiż nieelegancki język! – powie Adaś Solarz, a także inni puryści.

         A gdzie jest napisane, że mam być elegancki, szanować zasady savoir-viver`u i  wymogi bon to? Na taki zarzut mogę odpowiedzieć Gombrowiczem. Słowo zmienia się w zależności od kontekstu. Nawet słowo „róża” może stać się niepachnące, gdy jawi się na ustach pretensjonalnej estetki, zaś słowo „dupa” może stać się doskonale wychowanym w zależności od tego, co ma obrazować. Na przykład „dobrą zmianę” lub, nie przymierzając, Polski Ład.

 

         Jednak autor Kronosa oszczędnie używał zelżywości. Co nie przystoi pisarzowi, pasuje gryzipiórkowi. Nikt mnie nigdy nie zmusi, abym, gdy zechcę odpowiednie dać rzeczy słowo, alfonsa nazywał marketing menedżerem branży erotycznej, politycznego bandytę, jak nie przymierzając Putina – osobą o wygórowanych potrzebach finansowo-terytorialnych, dziwkę – damą o rozległej akomodacji płciowej, kłamstwo – koncepcyjnie zakamuflowaną prawdą, sejmowego łgarza i oszusta – osobnikiem zdezorientowanym etycznie, zaś feministkę – białogłową o wysublimowanym poczuciu sprawiedliwości dziejowej.        

         Nie, nie, nie. Nie zgłaszam pretensji. Nikogo nie pouczam ani nikogo nie przeklinam. Nie wadzę się z Bogiem ani z rządzącymi. Nawet papieża Franciszka zostawiam w spokoju, mimo, że jego stosunek do wojny w Ukrainie wydaje mi się egzotycznie dziwaczny. Chcę Franciszkowi jednak przypomnieć słowa jego wielkiego poprzednika Jana Pawła II, który powiedział: Jeżeli możesz coś zrobić, a nie robisz niczego po to, aby zatrzymać wojnę, bierzesz współodpowiedzialność.    

         Ale nie objaśniam zagadki bytu ani nie antycypuję przyszłości. Wiem przecież, że Lao-cy zmarł na wygnaniu, Platona sprzedano do niewoli, Jezusa ukrzyżowano, a tysiąc pięciuset pisarzy zgniło w sowieckim Gułagu.

         ***

         W każdej epoce i w każdym kraju marny jest los proroków.

 

Obserwując pospolitość, widzę wyraźnie, że świat już dawno stracił umiejętność odróżnienia talentu od beztalencia, kłamstwa od prawdy, moralności od hipokryzji, żartu i humoru od paszkwilanctwa itp. Tajne sejfy Bieruta i Bermana. Czar „dobrej zmiany” urok Polskiego Ładu nie są salonem literackim z obowiązującymi słowami na „ą” i „ę”. Wiem dobrze o czym piszę. Na przełomie XX i XXI wieku dwie damy sędziowskie Wujec i Hofmańska, wsparte rządzącymi chciały mnie wsadzić za kratki za pisanie prawdy, m,in. o generalissimusie Stalinie i jego decyzjach.

         W Akcjach specjalnych zapisując drastyczną rozmowę jednej z żołnierek 1 SBK dodałem, obok innych, następujący komentarz; „Myślę, że twórcom batalionu kobiecego (Stalin et consortes – H.P.) chodziło o inne niż Mickiewicza warsztaty. Oni mieli na uwadze bardziej walki łóżkowe, nie prawdziwą frontową wojaczkę”.

         Jeżeli porównany to, co dzisiejsi spadkobiercy wielkiego Stalina pod egidą W. Putina wyprawiają z kobietami, a nawet z dziećmi w Ukrainie, to można odnieść wrażenie, że mój zapis rozmowy z Plateranką był niewinny jak pupa niemowlaka.

         ***

 

         „Sejfy…” to książka o życiu zubeczonym, sparszywiałym, zwulgaryzowanym, sprostytuowanym, spsiałym. To książka o życiu tajnych służb i polityków w czasie zarazy. To antysalon, w którym postaci Bieruta, Bermana, „Ojca Ojczyzny” i ich alianse do innych władców są tylko pretekstem do snucia ogólniejszych refleksji nad pospolitością socraju i III RP.

 

         Bohaterowie  „Sejfów…”, jak prawie każdy człowiek, chcieli być szczęśliwi. Chcieli być szczęśliwy każdego dnia. Na tym polegało ich nieszczęście. W epoce, w której żyli, w czasie wojny, w stalinstewku, w Peerelu, a i w pewnych sensie po 1990 roku musieli iść po trupach, aby samemu nie zginąć.

 

         Takim ludziom jak moi bohaterowie pozostawało tylko ucieczka w nikczemność. Czynili to, co szokowało innych. Wyrządzali bliźnim krzywdę. Aresztowali. Torturowali. Zabijali. Znieprawiali albo jedynie zwodząc manipulowali.  Czyniąc to, mieli miłe poczucie własnej oryginalności i wolności jak np. to, że mój premier w kwietniu 2022 r. tłumaczy galopującą inflację „putininflacją”..

         Pozostaje postawić pytanie: czy się nie bali i nie boją, że kiedyś przyjdzie im za to zapłacić? Czy brali taką ewentualność pod uwagę? A może uwierzyli hasłu lansowanemu przez komunistycznych uzurpatorów, że: Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy?

         Być może, aby zrozumieć zagadkę rządzących należałoby zdefiniować naturę zła. Spróbuję to zrobić w następnych książkach: Tłuste koty. Od Bieruta do J. Kaczyńskiego oraz Władcy. Tropiciele dosiedli skrzydlatego konia.

         Usiłowania przedstawienia byłych i obecnych władców jako szaleńców, psychopatów, zboczeńców lub po prostu wariatów są podświadomym zabiegiem zdystansowania się od tego typu postaci, niemożnością przyznania, że zło, jakie ucieleśniali i, niestety, nadal ucieleśniają, może tkwić w każdym z nas. Tyle jedynie, że w różnym stopniu i natężeniu. Zło jest bowiem, zwykle ukrytą i tłumioną, częścią natury ludzkiej.

         Pora w końcu zrozumieć, że przywódcy są lustrzanym odbiciem społeczeństwa, któremu przewodzą.

         ***

         Więc tu jeszcze Zygmunt Krasiński piszący do Adama Sołtana: „… kiepsko na tym świecie, to nie sekret, im więcej dni przeżywam, tym smutniej mi się robi, tym wszystko bardzie pośmiewiskiem mi się zdaje. Co napotkam szlachetnych i dzielnych, to byli zawsze w opuszczeniu, w braku nadziei i wszelakiej słodyczy. Widziałem dużo błaznów szczęśliwych, dużo łajdaków potężnych i przekonałem się, że ten tylko może na tej ziemi spokojne mieć serce, kto taki podły, że przystaje na zło, lub taki głupi i niedołężny, że złego nie czuje. Addio”.

         ***

         Stalinizm Polski skończył się melancholijną katastrofą. Państwo przypominało merlina złowionego przez starego rybaka z utworu Ernesta Hemingwaya. Przypomnijmy fragment zakończeni Starego człowieka i morze: „Tego dnia na tarasie siedziała grupka turystów, Jedna z kobiet, patrząc na wodę, zobaczyła między pustymi puszkami po piwie i martwymi barakudami długi biały szkielet zakończony ogromnym ogonem, który dźwigał się i kołysał na falach przypływu, gdy wschodni wiatr wzdymał ciężkie morze za wejściem do przystani.

         – Co to takiego? – zapytała kelnera wskazując długi szkielet wielkiej ryby, który był teraz już tylko odpadkiem, czekającym, by zabrał go odpływ.

         – Tiburon – odpowiedział kelner. To rekin… – Zamierzał wyjaśnić, co się zdarzyło.

         – Nie wiedziałam, że rekiny mają takie śliczne ukształtowane ogony.

         – Ja też nie wiedziałam – rzekł jej towarzysz”.

         Jak jest dzisiaj w dobie „odwołanej” pandemii i trwającej wojnie w Ukrainie sami widzicie znacznie lepiej niż ja. W tym miejscu chciałem dać anons taki „Chcę zostać uczciwym człowiekiem! Poszykuję wspólnika. Nie chcę się sam wygłupiać”.

         ***

         Ty tylko trzy pytania, które muszę postawić: Czy Kraj Pieroga i Zalewajki, po wypaleniu się „dobrej zmiany” i Polskiego Ładu będzie wyglądał tak, jak szkielet marlina przyholowany do przestani przez starego rybaka?

         Czy tłuste koty zdołają doszczętnie ogryźć Polskę?

         Czy winni „gargantuicznego” rozwoju Kraju Pieroga i Zalewajki w ostatnich latach dostaną należną nagrodę? Czy aby czas i niepamięć nie zaćmi ich osiągnięć?

         Powie ktoś – ależ to przecież jasne – gdy w państwie wije gniazdo prywata i głupota to nadciąga narodowa tragedia. Uważam jednak, że ta druga cecha – głupota jest gorsza od prywaty.

         Nawet najbiedniejszy kraj może wytrzymać złodziejstwo, ale najbogatszy nie przetrzyma głupoty.

         Czy znajdzie się jakaś wrażliwa osoba z kręgu rządzących, która zastanowi się, że Polska to kraj pięknych ludzi? A piękni ludzie codziennie, nawet wbrew szykanom, masowo udowodniają jaki powinien być stosunek do Innego. I chodzi nie tylko o uchodźców z Ukrainy, których mamy już 2,7 mln, ale i o innych uciekających przed wojną i prześladowaniami.

         ***

         W tym miejscu z innej beczki. O północy wychodzę do ogrodu aby napawać się życiem we współczesnej pospolitości. Przez jarmarczną gwiazdopatrznie szukam na niebie Wielkiego Wozu. Znalazłem. Wóz przydzwonił mi dyszlem w osiemdziesięciodwuletni czerep tak fikuśnie, że zrozumiałem „komu bije dzwon” i kto się kryje pod kryptonimem „Orzeł Biały”.

         Zrozumiałem też, że współczesność to relatywizm postmodernistyczny. To także dramaturgia współczesnej egzystencji, i za Schopenhauerem powtarzam, że swoje życie mogę ująć jako niepotrzebny epizod zakłócający błogi spokój nicości.

         I tak doszedłem do wniosku, że cokolwiek bym sądził na temat przeszłości i dnia dzisiejszego, muszę być przygotowany na zmianę swych poglądów już jutro. 

         A mimo to jestem szczęśliwy.

         Co mnie uszczęśliwia?

         Trzy słowa wnuczek do mnie skierowane: „Dziadku! Kochamy cię”. A wówczas wszystkie barwy, kształty, smaki i dźwięki życia są do mojej dyspozycji.

         Chciałem na powyższym akapicie skończyć Sejfy…, gdy otrzymałem list z prośbą abym go ogłosił w książce.

         Była to parafraza, niegdyś znanego każdemu Dziecku Polskiemu wiersza Władysława Bełzy.

         List był krótki, szesnastosłowny, ale podpisany:

         Kto ty jesteś?

         Polak wspaniały

         Jaki znak twój?

         „Orzeł Biały”.

         I postscriptum

         Jestem z Wami.

         Pegasus.

PS

Sejfy… ukażą się 29 kwietnia 2022 r. nakładem wydawnictwa CB Tel,: 510-210-234.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *