Miesięczne archiwum: kwiecień 2013

RENDEZ-VOUS Z GENERAŁEM PETELICKIM

Skończyłem. Po napisaniu rekwiem za duszę generała Sławomira Petelickiego zacząłem się zastanawiać, że być może, jego życie wybornie nadawałoby się na szpiegowską powieść, w której konfabulacja nie była by niczym brzydkim. Napisałem początek. Wyglądał tak:

            Ja! Generał jednogwiezdkowy!, uważając, że dobre obyczaje parcieją w zastraszającym tempie, na gwiazdkę zażyczyłem sobie szczura. Miałem nadzieję na inspirujące słowa do książki traktującej o wychowaniu rodzaju ludzkiego. Ot lat prowadziłem dziennik, ale, znając obyczaje Firmy, nigdy nie pisałem, o czym pisze. Jestem bowiem kolekcjonerem relikwii i wszystkiego tego, co dotyczy wywiadu i kontrwywiadu.

Z relikwii mam słoik z zapeklowaną kaszą manną, spuszczaną przez Boga codziennie Izraelitom w czasie ich czterdziestoletniej rejterady z niewoli egipskiej przez pustynie Synaj; butelkę wina z Kanny Galilejskiej, drzazgę z kopii włóczni św. Maurycego ofiarowanej w Gnieźnie w 1000 r. przez cesarza Ottona III Bolesławowi Chrobremu i fiolkę z kroplą krwi Jana Pawła II. Ot, takie fanaberie zramolałego zgreda zbliżającego się do siedemdziesiątki.

Jeżeli chodzi o strawy związane z wywiadem, to najlepszą relikwią jest ja sam. Wiedząc, że przyszedłem z niebytu i niedługo do niebytu wrócę chcę opisać to, co przeżyłem. Co widziałem? Co przeczytałem? Co mu opowiedzieli mi inni?

            Mijalem swój styl, nieliche doświadczenie i byłem szczwany niczym Makiawelli. Wielokrotnie spadałem ze schodów i innych ponderabiliów. Jednak w przeciwieństwie do Oskara Matzeratha rosłem. W szerz, w głąb, wzdłuż, politycznie i towarzysko. Teraz jestem dojrzały, a raczej przejrzały. Cierpię. Uważam społeczeństwo za byt czasowy. Kiedyś mnie nie było. I znowu nie będzie.

W dobie poprawności politycznej, szalejącego feminizmu i poglądów profesorki Magdaleny Środy muszę nieco polipować i napisać tak: nigdy nie zaakceptowałem szerzącej się w Kraju Pieroga i Zalewajki ksenofobii, wszeteczeństwa, antysemityzmu i klerykalizmu. Odrazą napawa mnie państwo wyznaniowe. Aberracją nazywam walkę z aborcją, alkoholem, narkotykami, hazardem, gejami i lesbijkami. Jestem pewien, że epoka lustracyjna z przełomu tysiącleci będzie negatywnie oceniana jak wypędzenie Żydów w latach 1967-1968, aatak na Irak i Afganistan z pierwszej dekady 2010 r. będzie porównywany z wyprawą na Czechosłowację z roku 1968, albo jeszcze gorzej, zaś wojna polsko-polska, rozpętana przez Jarosława Kaczyńskiego po katastrofie smoleńskiej (10.04.2010) i hołubiona przez Donalda Tuska et consortes będzie trwała na wieki wieków. Amen. 

            W miarę przybywania lat coraz częściej waliłem głową w ścianę. Myślałem, że to pomoże zapomnieć. Coraz częściej wierszuję za Egonem Bondym: Najgorzej jest rano i wieczorem / i w dzień / Kiedy śpię można wytrzymać. Czasem w głowie zakołata mu wers Jeana Didiera: Cóż tedy czyni szczur, gdy się obudzi? Węszy.

Poszedłem tym tropem. Spędziłem na tropieniu całe życie. Tylko niekiedy śniło mu się, że dożyłem siedemdziesiątki. I stało się. Dożyłem. Udało mu się przeżyć 90 x 365 + 18 zachodów słońca. Powiedzieć o sobie, że jest wiekowy nie jest żadną przesadą.

            Poznałem jak strasznie jest być starym, stetryczałem i nudnym. Przekonałem się, że każdy kolejny krok w starość jest krokiem w jeszcze większą samotność. Wierząc w teorię Darwina zastanawiałem się, czy Bóg ewoluował w podobny sposób jak żywe organizmy? Roztrząsając problemy egzystencjalne szukałem odpowiedzi na pytania: czy wśród narodów przeważa orientacja, nekrofilna czy biofilna? Czy na losy świata większy wpływ wywierają religie czy służby specjalne? Czy diabły wywierają zły wpływ na polityków, a blondynki ze skrzydłami mają płeć i mogą manipulować rządzącymi? Czy Królowa Polski zna język polski, a Kościół pragnie w Kraju Pieroga i Zalewajki zbudować fundamentalizm religijny? Nie mam wątpliwości, że ortodoksyjni fanatycy ze wszystkich opcji politycznych łakną fundamentalizmu jak pijak alkoholu.

            Analizując własne życie w kontekście odpowiedzi na te i podobne pytania nasunęły mi myśl, że jedyne, co mi jeszcze pozostało do zrobienia to opisać swoje dzieje. W przedkroku starości rozanieliła mnie informacja, że Kraj Pieroga i Zalewajki dał światu Papieża Polaka. Z dokonań Jana Pawła II najbardziej spodobała mu się klerykalna poezja z domieszką ludowej grafomanii oraz uruchomienie przez papieża masowej produkcja świętych. Gdy było męczeństwo do beatyfikacji nie był już potrzebny żaden cud, ale i ten – jak donoszą watykaniści – się znalazł. Widzę w tym podświadomą tęsknotę za politeizmem. W swojej pysze upatruję szansy na otrzymanie rozgrzeszenia. A może nawet na coś więcej. Gdybym wierzył, chciałbym iść do piekła. Bo niebo jest dla nudziarzy. 

            Tak, miałem życie polegające na improwizacji. Podobne do ewolucji nierządzącej się logiką tylko przypadkiem. Czy często się myliłem? Tak. Ale nigdy nie poprawiałem błędu. Szedłem za pomyłką. Ciągle do przodu. Nemezis wpędziła mnie wielokrotnie w sytuacje ekstremalne. Mogli w nich przeżyć jedynie skrajnie skrajni skurwysyni.

 

Margaret Thatcher

Po śmierci byłej premier Wielkiej Brytanii zwanej „Żelazną Damą” rozgorzała w Polsce dyskusja, czy należy uczcić ją pomnikiem, nazwą skweru lub ulicy, a może jednym i drugim i trzecim?

Przypatrzmy się, co takiego „Żelazna Dama” uczyniła dla Polski, Anglii i świata.

M. Thatcher była niewątpliwie antykomunistą, ale była równocześnie zauroczona Gorbaczowem. Czy Gorbaczow ją także pokochał? Jako kobietę na pewno nie. Gensek miał znacznie lepszy gust.

Jakie było polityczne kredo „Żelaznej Damy”? Można o tym przeczytać w jej książce Lata na Downing Steet. Wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa. Przy okazji warto zwrócić uwagę, jak wielką estymę okazuje Polsce Zjednoczone Królestwo.

Gorbaczow jest w książce Thatcher wymieniany 61 razy, Wałęsa 3 razy w nieistotnym kontekście. Raz, że Thatcher zamierza się spotkać z Wałęsą, drugi raz, że ofiarowała mu wędkę, a trzeci raz, że w jego towarzystwie: zjadła najlepszą dziczyznę  jaką kiedykolwiek miałam okazję jeść. Ani słowa o roli odegranej przez  „Solidarność” i Wałęsę w rozbiciu świata dwubiegunowego (media donoszą, że ma być opublikowany jej tajny dziennik, może tam odda sprawiedliwość Polsce i Polakom?).

Wałęsa zapamiętał wędkę. Dziś, wspominając Thatcher, jest cały w skowronkach. Czy taką postawę można racjonalnie wytłumaczyć? Można, ale chyba nie warto. Nie warto zawile tłumaczyć czegoś, co można wytłumaczyć głupotą.

Niezależnie od zasług dla własnego kraju uważam Thatcher za jedną z najbardziej bezwzględnych postaci politycznych końca XX wieku (oczywiście świata zachodniego). Może i w XXI wieku taki polityk powinien pojawić się w Polsce?

„Żelazna Dama”  była w swoim wnętrzu przeżarta rdzą, a serce miała z kamienia. Nie było w niej cienia empatii dla innego człowieka. No, może z wyjątkiem królowej, Reagana i Gorbaczowa. Nie ma we mnie do związków zawodowych tak nabożnego stosunku jak Hindusów do Gangesu, ale to, co Thatcher zrobiła z górnikami…? A co z Fanklandami?… A może miała rację? Może do związkowców należy systematycznie pałować? Może głodującym w ramach protestu należy pozwalać umierać? Może należy odwojowywać siłą to, co w inny sposób nie da się uzyskać…? Może rządzący III RP powinni wziąć przykład z „Żelaznej Damy”…?

Mało kto w Polsce również wie, że  Margaret Thatcher doszła do władzy w partii w wyniku spisku. W podobny sposób władzę w Sowietach zdobyli Chruszczow i Breżniew, a u nas Gierek, Kania i Jaruzelski.

Pomnik za wędkę? Hm, wydaje mi się to być zbytkiem altruizmu.

Ale nie wykluczone, że jestem w błędzie. Że pomnik postawimy. Może nie tak wielki jak Chrystusowi i Janowi Pawłowi II, ale zawsze. Bo, co pomnik to pomnik!