W latach 1944-1945 440 tysięcy żołnierzy WP wyzwalało Polskę i dobijało Niemców na terenach III Rzeszy. To było Wojsko Polskie (nazwa używana zamiennie z: Siły Zbrojne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej; nazwa: Ludowe Wojsko Polskie, używana powszechnie w propagandzie od 1952 roku, była nazwą nieoficjalną).
Aby się przekonać o wkładzie WP w wyzwalanie kraju wystarczy obejrzeć cmentarze. I Armii WP w Siekierkach i II Armii WP w Zgorzelcu i wiele innych, rozrzuconych po całym kraju.
Żołnierze WP, którzy przyszli ze wschodu nie mieli Melchiora Wańkowicza, którzy z bitwy pod Monte Casino zrobił historię znaną na całym świecie. Kiczowata mizeria, a nawet draństwo propagandy peerelowskiej raczej do tradycji tych żołnierzy zniechęcała.
Po 1989 roku nastała moda na negowanie dokonań żołnierzy 1 i 2 Armii Wojska Polskiego.
A jaka jest prawda?
***
Na szczęście była, głównie w Sztabie Generalnym, spora grupa oficerów mniej znanych. Wydawali się być głupcami na własne życzenie. Nie byli głupcami. Sprawiali tylko takie wrażenie, bo tak wypadało. Pracowali niczym muły. Ich zasługą było, że WP było drugą armią w Układzie Warszawskim.
Głupcami byli ich przełożeni. Tak jak teraz.
Niekochana bitwa
Retrospekcja. Po 17 września 1939 r. i napaści Sowietów na Polskę duża część Polaków została wywieziona na Sybir. Gen. Władysławowi Andersowi udało się wyprowadzić część z nich na Bliski Wschód. Mogli ginąć w cieplejszym klimacie. Pozostali Polacy musieli wierzyć w to, co chciał Stalin i być zadowolonymi, że mogą u boku Armii Czerwonej bić Niemców.
Ci, co nie chcieli wierzyć w kłamstwa, przestawali żyć. Nie wiemy nawet gdzie są ich groby. Nigdy nie udało się ustalić ile osób musiało rozstać się z tym światem, gdyż odmówiło złożenia przysięgi o dochowaniu wierności Związkowi Sowieckiemu.
***
Niektórzy na własną rękę kombinowali, w jaki sposób urwać się spod kurateli NKWD panoszącego się w PSZ w ZSRR pod postacią Informacji WP. W czasie bitwy pod Lenino zdeterminowana część żołnierzy I Dywizji im. T. Kościuszki wybrała przejście na stronę Niemców. Wybór między Hitlerem a Stalinem nie był żadnym wyborem. Ocenia się, że na stronę Niemców przeszło od 400 do 600 żołnierzy. Ich los jest mało znany.
Niemcy starali się zdyskontować fakt dezercji propagandowo.
Oto najkrótsze opowiadanie z książki Gwałtowna wymiana ognią z której pochodzi ten teks (książka ukaże się w listopadzie nakładem wydawnictwa Agent PR, tel: 12 631 32 50). W Gwałtownej… są zamieszone m.in. wypowiedzi tych, którzy przetrzymali Syberię. Większość walczyła. Część zaczęła już po Lenino. Potem były inne bitwy: Studzianki, Warszawa, Wał Pomorski, krwawe forsowanie Odry i Nysy Łużyckiej, Berlin. Część doszła aż nad nad Łabę.
Części dopisało szczęście. Przeżyli. Powrócili. Niektórzy jeszcze żyją. Są zdegustowani sposobem w jaki ich potraktowano po 1989 roku.
Jedna z relacji: Stara kobieta. Pięć tygodni w bydlęcym wagonie. Wracała z niemowlęciem. Osesek nie wytrzymał. Zmarł. Kobieta mówi tylko dziesięć słów.
– Chciałam syna pochować. Wiozłam go w walizce. Ktoś ją ukradł.
A przecież bitwa pod Lenino zasługuje na uwagę
Wprawdzie opisano ją na wiele sposobów. Literatura na ten temat waży kilka ton. Ale do całej prawdy jeszcze jest daleko. Bitwa była elementem w planach Stalina zmierzających do dalszego osłabienia „żywiołu polskiego”.
Kierowanie dywizją ze strony dowódcy 33 Armii gen. Wasilija N. Gordowa, któremu podporządkowano Polską Dywizję było, z wojskowego punktu widzenia skandaliczne, a ludzkiego – nieludzkie. Natomiast z punktu widzenia Stalina być może było dobre.
***
Dowódca dywizji gen. Z. Berling na potężnym kacu. Obrzucający w duchu „mięsem” (zob. Wspomnienia) dowódcę 33 armii gen. Gordowa, ale na polu walki bojący się pisnąć słówko przeciwko zbójeckim poleceniom tegoż Gordowa.
Wszystko to sprawiło, że żołnierze 1 Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki zrozumieli jak wygląda piekło. I słowa Z. Berlinga, poniewczasie: „…można zadać sobie w tej sprawie tylko dwa pytania: czy Gordow był zbrodniczym głupcem, czy też głupim zbrodniarzem”. W tych warunkach zarówno Gordow jak i Berling musieli wiedzieć, że wykonanie zadania jest absolutnie niemożliwe. Więc dlaczego posłano ludzi na rzeź?
****
- Berling ruszył całym impetem. Słowa Gordowa do Berlinga, kwitujące szaleńcze natarcie kościuszkowców: „Gratuluję wam natarcia waszej dywizji. Jak długo wojuję, takiego uderzenia dawno nie widziałem. Pozdrówcie waszych żołnierzy”.
Nie wiem, czy gen. Berling polecenie wykonał. Nawet, jeżeli wykonał wielu jego podwładnych nie mogło słów pochwały Gordowa usłyszeć. Leżeli doskonale martwi, z twarzą w błocie nad brzegiem bagnistej Miereii.
Insynuacje pod adresem Gordowa. Z. Berlinga: „oby wielka choroba stoczyła twoje jądra synu hieny i szakala i obyś gnił do śmierci i nie mógł skonać”.
I gen. Wojciecha Bewziuka: „Bodaj sukinsyn srał drutem kolczastym do końca życia!”. I to robienie bohaterów na siłę. Cudowne zmartwychwstanie Juliusza Hibnera, którego podwładni zostawili rannego na polu walki meldując do sztabu, że zginął, odznaczonego „pośmiertnie” Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militaru i Orderem Lenina oraz nadaniem mu tytułu Bohatera Związku Radzieckiego.
***
Inne ponure sprawy związane z bitwą pod Lenino, o których tak opowiada Adam Bromberg: „nasi sowieccy sąsiedzi wcale się nie ruszyli. Trudniej jednak wyjaśnić, dlaczego nie udzielili nam nawet wsparcia artyleryjskiego. Większość naszych czołgów ugrzęzła w błotach, na które sowiecki zwiad jakoś nie zwrócił uwagi, a idąc sami, ściągaliśmy na siebie ogień wszystkich dział i karabinów maszynowych wroga, których siła ognia okazała się znacznie większa od tej, jaką nam podano. Ludzie padali jak pokosy, ale Berlingowi zabrakło odwagi, żeby powstrzymać natarcie. Niektóre kompanie doszły do niemieckich okopów, ale nie osiągnęliśmy nic, a straciliśmy 500 zabitych, 1800 rannych, 700 zaginionych (!) – jedną trzecią dywizji, Dostaliśmy za to gratulacje i skrzynie odznaczeń, włącznie z trzema gwiazdami Bohatera Związku Radzieckiego za bohaterską śmierć. Jedna przypadła fizylierce – spłonęła w ciężarówce, ratując dokumenty sztabu, który wykazał zupełną nieudolność; druga Julkowi Hibnerowi, dąbrowszczakowi, który poprowadził swój batalion najdalej i upadł ogłuszony eksplozją, a jego żołnierze go zostawili i powiedzieli, że zginął: trzecia Adamowi Wysockiemu, który poszedł naprzód i zaginął z całym oddziałem, a zaraz po tym, jak został pośmiertnie bohaterem, przemówił przez niemieckie radio i nadsyłał nam ulotki z osobistym podpisem zachęcające do przechodzenia na niemiecką stronę”.