Miesięczne archiwum: styczeń 2014

Zapiski Jana Pawła II. Kardynałowi. S. Dziwiszowi chwała!

Nie mogę się doczekać opublikowania „Zapisków Jana Pawła II”. Uważając papieża za największego moralistę naszych czasów jestem ciekaw, w jaki sposób dochodził On do swoich poglądów. Liczę, że „Zapiski…” to ujawnią. Nie będę ukrywał, mam w tym swój mały wredny interes – chciałbym mianowicie wiedzieć, czy w mikroskopijnym chociażby stopniu moje myśli biegły tym samym tropem…

Więc chwała kardynałowi Stanisławowi  Dziwiszowi, że nie spalił tego, nie waham się tu użyć dużych liter DZIEŁA, które może okazać się najważniejsze w całej twórczości Jana Pawła II. Cóż, widocznie Kardynał dał wiarę modremu człowiekowi M.B., że „Rękopisy nie płoną”

                                               ***

Napisanie książki o zamachu na papieża, w dodatku papieża Polaka, który w dodatku z dnia na dzień zostanie świętym i w dodatku zrobić to w sosie podlanym skokiem na naród, dokonanym przez „dwupak generalski” (Wojciech Jaruzelski ksywa „Wojciech Szabelka” & Czesław Kiszczak ksywa „CzeKiszczak) wzmocniony jakimiś trzema milionami lekko i ciężko zbrojnych popleczników, w dodatku czujących za plecami potęgę niezwyciężonej Armii Radzieckiej i jej przydupasów z Układu Warszawskiego – wojsk Czechosłowacji i Niemieckiej Republiki Demokratycznej, jest dla prawdziwego grafomana tym, czym dla aktora zagranie Hamleta – wielką pokusą oraz życiowym wezwaniem. Kusiło mnie to tym bardziej, że – jak przypuszczałem – za tymi wydarzeniami stało dwóch mężów potężnych, bo wojskowych. Za zamachem z 13 maja 1981 r. – marszałek Leonid Breżniew, a za skokiem na naród z 13 grudnia 1981 r. – generał Wojciech Jaruzelski, który poczuł się zobligowany, aby wykonać życzenie Wielkiego Brata i dać nauczkę społeczeństwu, które zaczęło nie uznawać marksistowskiego pojęcia, że wolność to jest uświadomiona konieczność, a optowało za wolnością robienia tego, co nie przeszkadza innym.

            Nie pomny nauczek danych mi przez Nemezis, która z Eryniami (służby specjalne i tzw. wymiar sprawiedliwości, vide: Tajna historia mojego życia. Wałęsa i… Kryptonim „Bolek”. Operacje tajnych służb MON i MSW) dały mi kilkakrotnie do zrozumienia, że źle się bawię, a po ogłoszeniu 16-to tomowej Tajnej historii Polski (THP) parę razy podejmowały próby zniechęcenia mnie do życia, nie potrafiłem wezwaniu się oprzeć.

W 2007 r. popełniłem Dwa strzały. Nikt nie polemizował z opisanymi faktami, relacjami, zgłoszonymi hipotezami. Rozległ się natomiast umiarkowany atak na autora. Jedni mnie straszyli, drudzy pouczali. Pierwsi, zarzucając obrzydliwą hagiografię w stosunku do Jana Pawła II wrzeszczeli, tupali nogami i potrząsali szabelką odgrażając się, że skończę się, jako grafoman, bo takiej hagiografii nikt nie zdzierży. Drudzy wręcz przeciwnie, mieli pretensję, że napisałem książkę siedząc na dupie, a nie na klęczkach, zarzucali szargania świętości hierarchów i innych kapłanów, a pisanie krytycznie o postaci, która lada moment zostanie uznana za świętą nie przystoi Prawdziwemu Polakowi.

 

Pomimo przekonania, że każda prawda napisana o niektórych hierarchach i innych kapłanach to jest wyłącznie zupełna nieprawda, pomimo, że nigdy nie śmiałem pretendować do miana Prawdziwego Polaka, a i hagiografia jest mi – jak przypuszczam – obca, przyznałem adwersarzom rację. Postanowiłem się poprawić. Ponownie wziąłem na tapetę Dwa strzały. Dopisałem to i owo. Nie więcej niż 1/3 książki. Dodałem parę zdań o blefie „Okrągłego Stołu”, aneks i indeks nazwisk. Umiarkowanie, jak przystało na dobrego, empatycznego chrześcijańskiego agnostyka napadłem na uczonych z lewicy, a także próbowałem zagłaskać safandułów z prawicy licząc, że dadzą mi spokój.

Zarzucającym mi hagiografię wyznaję, że w ramach ekspiacji usiadłem gołą dupą przed komputerem, w dodatku na desce z gwoździami i pisałem poprawiając i poprawiając pisałem wznosząc równocześnie modły do przyszłego świętego, aby mnie oświecił w kwestii czołobitności, brązownictwa czy bałwochwalstwa. Wierzyłem Salmanowi Rushdiemu, że biografia, jeżeli nie chce się stać hagiografią, musi stawić czoło także niewygodnym faktom z życia bohatera, nie tylko przedstawiać te najpiękniejsze.

Jednak po kryjomu przyznawałem, że nadal uważam, aczkolwiek z trudem przechodzi mi to przez gardło, papieża Jana Pawła II za męża, który obok Ronalda Reagana przyczynił się do rozwalenia komunizmu i jako pierwszy dał impuls społeczeństwom do powszechnego zorganizowania się do walki o wolność. Ta zachęta, przynajmniej w Polsce, skutkowała utworzeniem „Solidarności”. Było to możliwe, bo Jan Paweł II już przed 1980 rokiem uznawany był przez społeczeństwo polskie za świętego. Nie bez znaczenia było także przekonanie ostatniego genseka (sekretarz generalny KC KPZR) Michaiła Gorbaczowa, że zdaniem papieża, wszystkie narody, oprócz walki o pokój, mają prawo do wolności „od” i do wolności „do”. Gorbaczow uwierzył Janowi Pawłowi II i zaczął kombinować z pierestrojką i głasnością.

 

Tak. To słowa papieża zadecydowały, ze Polska, Europa i świat zaczęły się zmieniać.. Taka była geneza tego gigantycznego ruchu, który nie ma odpowiednika w nowożytnej Europie. Ruchu, który dziś usiłują przywłaszczyć sobie różne świry, uważający, że to oni obalili komunizm. Toż to żenada budząca w dużej części społeczeństwa odruchy wymiotne.

Politycy wywodzący się z solidarnościowych korzeni rekrutują się z trzech grup działaczy związkowych. Pierwsza, to aktywiści, którzy chcieli dorobić socjalizmowi ludzką twarz. Druga chciała obalenia komuny, a trzecia realizowała jedynie polecenia służb specjalnych, to tak zwana konstruktywna opozycja.

Dlatego napiszę tak: i choćby przyszło tysiąc Kaczorów, i każdy zjadłby tysiąc Wałęsów, to nie uwierzę, że to oni wymyślili „Solidarność” i obalili socraj, a generał Jaruzelski, ogłaszając stan wojenny, doprowadzając do Okrągłego Stołu i zezwalając społeczeństwu w wyborach 4 czerwca 1989 r. na wyrżnięcie partyjne sitwy, im to umożliwił. Dla mnie sprawa jest jasna – przed Okrągłym Stołem, obie strony, partyjno – rządowa i Opozycyjno – solidarnościowa blefowały jak jasna cholera. Bo były słabe. To zmusiło do sięgnięcia po rozwiązania kompromisowe. I to było niekłamanym sukcesem społeczeństwa. Inną jest sprawą, kto za to zapłacił. Wedle mnie – zapłacili najubożsi.

Stan wojenny wymusili Sowieci. Nie groźbą interwencji zbrojnej, a przymusem ekonomicznym. Są na to dokumenty. Okrągły Stół, wobec coraz bardziej widocznego bankructwa niewydolnego systemu komunistycznego, zbliżającego się nieuchronnie rozpadu świata dwubiegunowego, beznadziejnej sytuacji gospodarczej Polski, był udaną próbą zmajdrowania opozycji koncesjonowanej, która, nawet po przegranych przez stronę partyjno-rządową wyborach nie zrobiła krzywdy oligurii i służbom specjalnym.

I nie pomogą żadne łamańce i straszenia w wydaniu nieuków z SLD, usiłujących fałszować wydarzenia lat 80. Śmiesznie wyglądają elukubracje profesorów Jerzego Wiatra i Andrzeja Romanowskiego próbujących oszałamiać społeczeństwo operacją „Karkonosze”, w której jakoby zaplanowano podział Polski na trzy strefy okupacyjne („GW” 6-7 lipca 2013). Jako zwolennik tezy Oskara Wilde’a twierdzącego, ze można uwierzyć w to, co niemożliwe, ale nie da się uwierzyć w to, co nieprawdopodobne, powiem tak, i napiszę to wielkimi literami, bo obaj profesorowie są głusi na racjonalne argumenty: OPERACJA „KARKONOSZE” BYŁA TYPOWYM MYŚLENIEM ŻYCZENIOWYM CZECHOSŁOWACKICH GENERAŁÓW, CHYBA NAJGŁUPSZYCH W CAŁYCH DEMOLUDACH, NIGDY NIE WESZŁA W FAZĘ PRZYGOTOWAŃ Z WOJSKAMI, ALE NAWET NIE BYŁA ZLECONA DO SZCZEGÓŁOWEGO OPRACOWANIA OPERACYJNEGO.

Tak, tak, tak. O upadku europejsko-azjatyckiego socraju zadecydowały dwie osoby – Jan Paweł II i Ronald Reagan, które przekonały władcę Imperium Zła, Michaiła Gorbaczowa, że wobec umoczenia dupy w Afganistanie i krachu światowego systemu komunistycznego jedyne, co Sowietom pozostało, to ratowanie sowieckiej duszy.

Jak Paweł II zrobił to w swoistym dekalogu. W dziesięciu słowach powiedział:

Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi.

Ronald Reagan napracował się nieco więcej. Zazbroił Sowiety dokompromitując ledwo dyszącą ekonomikę Imperium Zła. Dał kilka lekcji Gorbaczowowi tłumacząc, na czym polega nowoczesna gospodarka oraz przekonał genseka, że w wypadku odstąpienia przez Sowiety od zbrodniczej idei, Stany Zjednoczone nie skrzywdzą Rosji. Wizję Reagana kontynuują jego następcy. Nie darmo prezydent Obama nie da złego słowa powiedzieć o Władimirze Putinie.          

Tuszę też sobie, że Prawdziwych Polaków być może rozjuszę informacją, iż uważam poetę i dramaturga Karola Wojtyłę za grafomana ze znakiem jakości Q, milczenie papieża w sprawie ludobójstwa w Rwandzie (zobacz: książka Wojciecha Tochmana Dzisiaj narysujemy śmierć) za niepiękne, konkordat za dokument niepotrzebny, stosunek Jana Pawła II do kobiet i bioetyki za niepociągający, a stosunek do księży pedofilii za wstrętny. Nie zmienia to faktu, że na początku lat 80. większość Polaków uważała papieża i Reagana za bogów, mogących odmienić nasze życie.

Powiedziałem o tym amerykańskim przyjaciołom. Zauważył to autor, bodajże najlepszej biografii prezydenta USA Paul Kengor pisząc w książce Ronald Reagan i obalenie komunizmu, że: Reagan wspierał „Solidarność” politycznie, natomiast Jan Paweł II wspierał ją duchowo […]. Było to oczywiste dla takich ludzi jak pułkownik Henryk Piecuch […]. Według niego niektórzy ludzie w Polsce uważali Ronalda Reagana za boga. Szczególnie dotyczyło to solidarnościowych mas.

 Niestety, Jan Paweł II nie żyje. R. Reagan także umarł. A i ja najlepiej się nie czuję. Więc pora przejść od ludzi, których cenią miliony do typów zupełnie przeciwstawnych, w stosunku, do których określenie, że to prawdziwi sukinsyni nie będzie, tak mniemam, żadną przesadą. Mam tu na myśli Stalina, Hitlera, Breżniewa… 

Odnośnie Breżniewa, to zawsze uważałem marszałka za bandytę, nieco tylko mniejszego od Stalina i – być może – celowe byłoby na poważnie rozważyć hipotezę, czy rząd przedwojenny nie popełnił błędu, gdy w imię aberracyjnej tezy ministra J. Becka głoszącego, że dla Polski „najważniejszy jest honor”, odrzucił z marszu propozycję Hitlera, aby razem uderzyć na Stalina. Kto wie, może wówczas nie doszłoby do Holokaustu i Jałty. Żydzi mieliby własne państwo nie na Bliskim Wchodzie, a na Syberii, marksizm byłby prawdziwym marksizmem ograniczonym do gett w większych miastach, a nie jego mutacją leninowsko-stalinowską, zaś Imperium Zła zniknęłoby z powierzchni ziemi pół wieku wcześniej…

Najtrudniej przychodzi mi być sprawiedliwym w stosunku do W. Jaruzelskiego. Mam do tego generała ambiwalentne uczucia. Nie tylko dla tego, że był on, jako szef Głównego Zarządu Politycznego, szef Sztabu Generalnego WP, minister obrony narodowej i prezydent PRL/RP przez trzydzieści lat moim najważniejszym przełożonym, a dlatego, że uważam go za nieszczęśliwego człowiek, nieporadnego surfera, bezwolnie poddającego się niosącej go fali […].

            Tu jeszcze kilka słów o teologii wyzwolenia!? Niektórych do dziś fascynuje ten temat. Nie rozumieją, czym ta moda w Kościele była w świecie dwubiegunowym, a czym jest dzisiaj. Niezrozumienie dało asumpt niebanalnej artystce do nazwania świeżego papieża Franciszka słowem, którego ekwiwalent ma każdy mężczyzna, a przynajmniej powinien mieć, choć nie wszyscy w stu procentach wykorzystują jego magiczne właściwości, ograniczając się do funkcji oddawania moczu a niektórzy (a fe!!!), do molestowania małolatów. Przeto słowo to uchodzi w powszechnej świadomości za wulgarne. Artystka, jak to artystka, zapomniała, że w okresie ekspansji komunizmu, teologia wyzwolenie była wykorzystywana przez sowieckie służby specjalne, ale i polskie, do walki ideologicznej, głównie w Ameryce latynoamerykańskiej. Temu przeciwstawiał się Jan Paweł II i jego podwładny, kardynał Paweł Bogorio. Obecnie rzecz ma się nieco inaczej. Teologia wyzwolenia jest ideologią ludzi biednym, wykluczonych. Daje temu wyraz papież Franciszek, który postawił na Kościół ubogi, co bardzo zniesmacza naszych biskupów. Jestem przekonany, że Jan Paweł II, gdyby żył, robiły to samo. Zresztą, papież JP II, już po rozpadzie komunizmu zmienił zdanie w tej sprawie.

No i jeszcze jeden akapit na temat A. Agcy. Ten prymitywny killer jest na tyle sprytny, że po nieudanym zamachu zaciekle i z sukcesami walczy o własne życie. Może to zrobić tylko w jeden sposób – być wiernym zleceniodawcom. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że Agca do końca nie wie, kto stał za kombinacją operacyjną, w której przypadła mu rola kata. Gdyby wiedział, nie miałby prawa żywy opuścić miejsca zamachy. Na placu św. Piotra było sporo ludzi z sowieckich i okołosowieckich służb specjalnych. O ich zadaniach, oprócz tego, że tam byli, nic konkretnego do dziś nie wiadomo.  Aacy udało się uratować życie dlatego, że nie tylko nie miał pojęcia kto to są „niebułgarscy” Bułgarzy, ale nie znał żadnych innych szczegółów zamachu, oprócz swojego zadania. Niedawno napisał książkę, łże w niej – by zacytować klasyka – jak bura suka. Jedyna prawda w tym „dziele” to ta, że A. Agca faktycznie urodził się, i że to on usiłował zabić Jana Pawła II.

Książka Strzały do Jana Pawła II i narodu ukaże się w kwietniu 2014 r.