Polsko! Ojczyzno moja! Kraju, w którym:
– coś autorytarnego śmierdzi, a nikt nie wie co. Prezydent nie wie. Premier nie wie. Ministrowie i posłowie nie wiedzą. To ja mam wiedzieć?;
– aliści prezydentów ci u nas dostatek. A co jeden to lepszy. Jak się zapisali w annałach historii:
JE Lech Wałęsa: Nie chcem, ale muszem;
JE Aleksander Kwaśniewski: święty goleń, wprowadzenie Polski do NATO i Unii Europejskiej oraz Konstytucją, która dała prezydentowi za mało władzy aby mógł rządzić krajem, ale wystarczająco wiele, aby mógł przeszkadzać premierowi w rządzeniu;
JE Lecz Kaczyński: powiedzeniem „spieprzaj dziadu!”;
JE Bronisław Komorowski: orłem czekoladowm i bezsensownym referendum;
JE Andrzej Duda: pauzami dłuższymi niż utwór 4’33” Johna Cage’a oraz wyręczaniem wymiaru sprawiedliwości;
– ludzie kochają uchodźców, a na bramach wieszają tablice: „Uwaga! Złe psy!”;
– w czasie różnych klęsk żywiołowych większość społeczeństwa pomaga jak może, ale łotry nie wahają się kraść, rabować i zarabiać na nieszczęściu innych;
– wszystko jest płatne, najtańsze jest oddychanie, a najdroższe usługi kościelne;
– ziemia tu i ówdzie zapada się, a w otchłań wpadają nawet cmentarze;
– ludzie kombinują jak rządzących złodziei powiesić za nogi na przydrożnych latarniach jednak na poduszkach haftują portrety przywódców;
– z akordeonu mogę wydobyć jedynie marsz ku czci zawołania: gloria victis i parafrazę chryzantem;
– obywatele krzyczą na siebie bez przerwy, a ludzie są tak agresywni, że psy, nawet pitbulteriery boją się wychodzić na ulice.
***
Wierząc Wolterowi twierdzącemu, że: „Historia wielkich wydarzeń na tym świecie zaledwie jest historią jego zbrodni” zapisałem się do „potężnego obozu zdrady narodowej” i zmajstrowałem Tłuste koty wymiaru sprawiedliwości i…
To „i” jest bardzo ważne, oznacza różne patologie, a nie tylko wynaturzenia wymiaru sprawiedliwości.
***
Jest to sprawa trudna, niemożliwa prawie, przekraczająca znaczenie Herkulesowe wysiłki; niech sobie ludzie będą grubiańscy, głupi, niedouczeni, ordynarni, niech spoczywają na kamieniu, niech kraj krztusi się i dławi, niech świat tkwi w nieprawości, zostawmy ich tej barbarii, niech pozostają we wzajemnym uścisku, rozpasaniu, jarzmie, nieumiarkowaniu, niech trawią ich spory, przesądy, wzajemne roszczenia, wojny i kłótnie, niech żyją w nadmiarze, biedzie, braku, pognębieniu; niech sobie żyją w rozpuście, niech taplają się jak świnie we własnym gównie w towarzystwie druhów Ulissesa, daję im pełne prawo do bycia głupcami. Ja natomiast, żeby siebie tylko zadowolić, stworzę własną Utopię, nową Atlantydę, osobistą, wyimaginowaną republikę, której będę udzielnym władcą (…). Czemu miałbym sobie tego odmówić?
Robert Burton
Postawiłem właśnie kropkę pod ostatnim zdaniem książki zatytułowanej Rządzący. Moje boje z empusami i metanojami bezpieki i zacząłem się zastanawiać jak zacząć Tłuste koty… gdy leżąca na biurku komórka zaczęła wirować jak żywa. Przystawiłem telefon do ucha. Usłyszałem:
– Co słychać? – poznałem głos Adama Solarza.
– U mnie – posłużyłem się gdzieś zasłyszanymi, wierszowanymi słowami:
Raczej w porządku
Tylko czasami
Tak znienacka
Poleci kilka łez
Po policzku
Tłumaczę sobie
Że to przez wiatr
Ale nie mogę
Przypuścić do siebie
Myśli
Że tan wiatr
Nazywa się
Rozczarowanie.
– Piszesz?
– Piszę. A w zasadzie skończyłem jedną książkę Raptularz schowany pod wycieraczką i zastanawiam się nad kolejną. Myślę o Tłustych kotach…
– Zaczniesz znowu? Zamiast przytulać się do swoich wrogów, spróbować ich pokochać, ty rozpoczynasz z nimi wojnę.
– Chyba tak. Muszę. No, nie z wszystkim. Z tymi co wojuję muszę wojować. Wolałbym się bowiem przytulić do jeża niż do takich ludzi. Nie cierpię hipokratycznych osobników publicznie grających rolę aniołów, a skrytości ostrzących noże aby nimi kłuć bliźnich. Dotknęła mnie bowiem niewidzialna ręka losu. Losu, który się znowu o mnie upomniał. Przypomnę ci. Było tak:
Niedawno ukazała się paskudna książka.
Zarzucono mi w niej pisanie nieprawdy o przemocy seksualnej. Przemocy, związanej z 1. SBK im. E. Plater. Książka, w której mnie oszkalowano pełna jest mitów i konfabulacji…
– Chcesz walczyć z mitami? Z konfabulacjami? Chcesz uzdrawiać społeczeństwo? Dawać ludziom dobre rady? Masz ty rozum? Jesteś szalony! To głupota!
– Ani myślę. Może i jestem szalony. Niedawno przekroczyłem półmetek dziesiątego krzyżyka. Więc jestem stary, a nawet bardzo stary. Jeszcze niedawno mój krem do ciała nazywał się Nivea, teraz zaś – Voltaren. Azali wiem, że starzy szaleńcy szaleńsi są od młodych, tak jak wiem, że rozum służy nam niekiedy do robienia śmiało różnych głupstw. Ale z głupotą, to chyba przesadziłeś.
W głupcu nie ma bowiem dość materiału na dobro. Nie jestem lekarzem ani politykiem, a dziennikarzem. W rzadkich okresach bywam pisarzem. Nikomu nie zalecam niczego. Z braku kompetencji uważam, że to nie jest moim obowiązkiem. Mogę jedynie przekazywać informacje, które mogą być niedostępnie opinii publicznej i mogą nawet naruszać istniejący sposób myślenia i postępowania w danej sprawie.
W Tłustych kotach…mam ochotę jedynie pospekulować, a w zasadzie podebatować nad losem kobiet wtłoczonych w brutalne warunki wojny. Chcę aby ludzie uświadomili sobie, po prostu kolejny raz, nie pierwszy i nie ostatni, że przemoc seksualna, przymus, molestowanie, napastowanie są codziennym losem tych, których pozycja w społeczeństwie jest słabsza. Szczególnie kobiet.
W warunkach wojny, kiedyś na wschodzie, ale nie tylko, a dziś w Ukrainie jest to wielce widoczne. W społeczeństwie patriarchalnym do dziś, szczególnie wśród mężczyzn, panuje przekonanie, że kiedy kobieta mówi „nie” to naprawdę myśli „tak”. A kiedy mówi „tak” uważa się ją za puszczalską. Przecież to czysta mizoginia. Męski wrogi seksizm.
– I ty chcesz to zmienić?
– Nie. Wiem, że każdą debatę można prowadzić na pięć sposobów: atakować, bronić się, kontratakować, przekonywać lub ignorować.
-Ty wybierasz obronę. Jest to najsłabsza strategia.
– Nie. Chcę jedynie napisać prawdę o losie niektórych kobiet – żołnierek 1. SBK.
Chcę, aby prawda o gehennie żołnierek w PSZ w ZSRR, wbrew opinii manipulatorów i klechdarzy ujrzała światło dzienne, bo…
„Nie trzeba kłaniać się Okolicznościom, a Prawdom kazać, by stały za drzwiami…”
Powiedział mi to Cyprian Kamil.
– Już raz próbowałeś. I przegrałeś. Rozejrzyj się wokół siebie. Od tamtego czasu przestrzeń na pisanie prawdy topnieje szybciej niż lodowce.
– Mimo to spróbuję. Wierzę bowiem Janowi Jakubowi Rousseau, który takimi słowami zaczyna Wyznania: „Imam się przedsięwzięcia, które dotychczas nie miało przykładu i nie będzie miało naśladowcy. Chcę pokazać bliźnim człowieka w całej prawdzie jego natury; a tym człowiekiem będę ja”.
Tyle dialogu z harcmistrzem Solarzem.
Teraz jeszcze ździebko o micie.
Spałem. Tym razem śniło mi się, że O. Wiechnik niedwuznacznie sugeruje, że 1. SBK im. E. Plater wsławił się bojami w Powstaniu Warszawskim. A przecież zawsze we śnie przed kolejną rocznicą powstania napadają na mnie zombie.
Są agresywne.
Zarzucają mi hipokryzję.
Wytykają posługiwanie się mitami.
W moim mózgu czai się wówczas wypowiedź Niemców z warjatokokliniki.
Wszystko przegrywaliśmy, ale zawsze pokazywaliśmy wyższość moralną.
– Jak uważasz, co jest lepsze? – Atakowały zombie – przegrana z wyższością moralną czy wygrana, choćby z największym obniżeniem etyki i moralności?
***
Przegoniłem zombie. Zrobiłem rachunek sumienia. Czas zdemaskować narodowe mity. Najważniejszy, że w dawnych czasach wszyscy ludzie byli Polakami.
I Żydzi byli Polakami. I Niemcy. I Rosjanie byli. A nawet Amerykanie też byli Polakami. A później wszystko się rozjechało.
I teraz, aby przeanielić wszechświat cała populacja ludzka musi się spolszczyć. Innej rady nie ma.
Nasza nowożytna, zorganizowana państwowość powstała na początku XVI wieku. Mieliśmy wówczas sukcesy. Jednak szlachecki system republiko-monarchiczny zaczął się rozpadać zanim państwo okrzepło. To doprowadziło do zaborów.
***
Pomysł roznegliżowania Rzeczypospolitej nie wylągł się w głowach wrogich władców. Pomysł rozbiorów powstał w głowach les philosophes, od których ideę kupili monarchowie. Od tego czasu zajmowaliśmy się cierpiętnictwem, kłótniami i wzniecaniem przegranych powstań.
***
Nasza wspólnota narodowa jest odświętna, żałobna, cmentarna. Datowana od porażki do porażki. A ród ludzki nie zawsze ceni porażki. Przegrane wyzwalają popędy sadystyczne.
Powstanie kościuszkowskie (1794) przyczyniło się do likwidacji państwa w III rozbiorze, ale generała Kościuszkę awansowaliśmy do rangi bohatera narodowego, a konfederata (1792) generała Henryka Dąbrowskiego wpakowaliśmy do Mazurka Dąbrowskiego, pisarz Janusz Rudnicki się dziwi, że w hymnie „ktoś tam w tarabany napierdala”.
I gdyby uznany twórca znał prawdziwe losy bitew pod Lenino i o Monte Cassino oraz ludobójstwa na Wołyniu też by napierdalał w bębenek, jak bohater Grassa.
Ale nie w historię, bo ta jest jaka jest, a w propagandę.
***
Powstanie listopadowe (1830-1831) doprowadziło do zniknięcia półautonomicznej namiastki Polski.
Powstanie styczniowe (1863-1864) skończyło się rusyfikacją i likwidacją ostatnich polskich instytucji, a wybuchło z powodu zagrożenia dla konspiratorów.
Powstanie Warszawskie (1944), zwane największą bitwą II wojny światowej, spowodowało całkowite zniszczenie miasta i przyniosło prawie 200 tysięcy ofiar.
***
Pasjonując się zabobonami zapominamy, że mit polityczny jest afabulacją, deformacją lub łże interpretacją, obiektywnie podważalnej, rzeczywistości. A to znakomicie wpisuje się w mit o 1. SBK.
Ale mit, jako opowieść legendarna pełni funkcję wyjaśniającą, dostarczając kluczy do zrozumienia teraźniejszości, tworząc siatkę podporządkowując niepokojący chaos faktów i wydarzeń.
***
Po drugiej wojnie światowej wytworzył się mit kombatanctwa. W zależności od ekipy rządzącej Polsko raz jest mit gloryfikujący tych kombatantów, którzy przyszli ze Wschodu, a drugim razie mit o tych, którzy walczyli na Zachodzie. No i jeszcze mit tzw. żołnierzy wyklętych. Niekiedy jest to nostalgia za niegodziwością.
Te mity stały się parawanem, że którym ukrywano wiele nieprawidłowości. Mity kombatanckie powinni destruować sami kombatanci.
Skoro jednak brakuje im wewnętrznej uczciwości, muszą to uczynić naukowcy, pisarze, dziennikarze czy artyści.
Nie w celu obśmiania, ale psychicznej regeneracji i uczciwości.
Bo przecież mitów ci u nas dostatek.
Bo: wojny tureckie, kozackie i szwedzkie (Trylogia). Konfederacja Barska, Kościuszko i Legiony, Listopad i Styczeń, sybiracy i wygnańcy. Pierwsze odzyskanie niepodległości, ale zaraz Wrzesień, “nóż w plecy” i Katyń, Monte Cassino, obozy, Gułag i rozstrzeliwania (literatura martyrologiczna).
Potem polskie miesiące: Czerwiec i Październik, Sierpień i Grudzień, drugie odzyskanie niepodległości…
***
Jeżeli chodzi o mity, nasz charakter jest niczym sztorm wokół przylądka Horn. Wszystko błyskawicznie ulega zbrązowieniu, zmarmurzeniu. Emocjonalny ładunek matecznika archetypów czasami budzi niepokój. Może eksplodować w rękach demagogów sprowadzając nieszczęścia.
Żaden inny naród nie miał tylu nieudanych powstań i klęsk. Ciągle odwołujemy się do martyrologii. Hołdujemy conradowskim fanaberiom, że trzeba być wiernym przegranej sprawie.
Wrogowie nowoczesnego państwa tęsknią za lamentowaniem, krwawiącym sercem, desperacją, kwileniem, uskarżaniem się, odchodzeniem od zmysłów, spazmowaniem, kwękaniem, marudzeniem, biadaniem, jęczeniem.
***
Porażki i dobrze zamaskowane tchórzostwo są być może bardziej ludzkie i bardziej kochane. Ale nic nie zmieni faktu, ze jest to orgia prostactwa.
Indywidua, nadużywając niebezpiecznych narkotyków – wygenerowanych w okresie komunizmu mitów, alkoholu i chrześcijaństwa nie zdają sobie sprawy z własnej wulgarności, której szczytem jest to, że nie wstydzą się nazywać Prawdziwymi Polakami.
Czy te ciemnogrodzko klerykalne palanty zdają sobie sprawę, że pierwszą wielką religią monotematyczną był zaratusztrianizm wywierający wpływ na znacznie młodsze judaizm, chrześcijaństwo i islam.
***
Naród Kraju Pieroga i Zalewajki do szczęścia nie potrzebuje sukcesów. Nasz naród do życia potrzebuje nieszczęścia.
Zakłamujemy historię.
Nawet rozsądni politycy, ale także ludzie mądrzy, często sprawiają wrażenie ignorantów, dyletantów i niedouków.
Tłuszcza nie zawsze chce zrozumieć, iż im większą wagę narody przykładają do swoich dziejów, do narodu, traktując historię niczym fetysz, tym głupiej i okrutniej się zachowują.
***
Jest to toksyczne stanowisko. Polak Wieczny Dureń! Dureń węszący wszędzie działanie tajemniczych sił, łaszący się do kleru, wymachujący sztandarem narodowym z wypisanymi na nim hasłami: Bóg! Honor! Ojczyzna! Dureń wierzący w zabobony i ideologię czarnosecinną jest na najlepszej drodze do zbudowania z Kraju Pieroga i Zalewajki modelowego ciemnogrodu europejskiego.
Ale gdyby nie było durniów, mądrzy nie mieliby żadnych sukcesów. Przecież z każdego najszlachetniejszego hasła, ba z każdego jego słowa można zrobić pałkę i zachętę do ludobójstwa.
***
Profetyczni politycy utrwalają mit Powstania Warszawskiego i inne narodowe kląski. Dołącza do tego O. Wiechnik gloryfikując tragiczny los dokonania kobiet-żołnierek 1. SBK.
Wiadomo, Ojczyzna, to jeden wielki zbiorowy obowiązek!
Azali przecież bywają okresy, że ojczyzna, jak np. stalinizm, to jeden, wielki zbiorowy „gwałt”.
A może by tak, zamiast tromtadracji narodowej uderzyć się w piersi i przypomnieć, ze nie jesteśmy bez winy.
I wymienić winy i współwiny.
***
Nie chodzi tu o przewinienia wynikające ze złamania przepisów prawa. Ale ot o chociażby o kompleks Edypa.
Czy Bierut et consortes nie otarli się o ten kompleks?
Zabili wszakże demokracje i poślubili…
No, kogo? Lud? Może naród?
I to jest wina tych, którzy, paradoksalnie, żadnej winy nie ponoszą. To jest wina narodowa. Np. za antysemityzm, ksenofobię, niszczenie środowiska…
***
Pozwoliliśmy na to. Tak, politycy. Tej nierzadkiej, budzącej obrzydzenie, zbędnej klasie próżniaczej żadna porażka nie jest w stanie zachwiać widocznej w ich słowach buty.
Od lat mają ocykane slogany, że Polska Chrystusem narodów i Winkelriedem Europy i pawiem i papugą! O kurwa! Jako dziecko dochodziły mnie głosy co się działo w Warszawie. A potem w głowie miałem film: Miasto waliło się na oczach jego mieszkańców jak zużyte dekoracje teatralne. Nie było dokąd uciekać.
Znikąd nie było ratunku.