Miesięczne archiwum: luty 2016

WAŁĘSA I….

Zacznij myśleć, a będziesz bardziej groźny niż jakikolwiek czyn.

Jiri Kolar

Tym razem fragment jeszcze nie ukończonej książki PORTRET Z KANALIĄ. Jest to wprawdzie książka o podpułkowniku Józefie Światle vel Izaku Fleischfarbie, ale nie jest wolna od licznych dygresji. Zachęcony tzw.  szafą generałowej dr Marii Teresy Kiszczakowej  przedstawiam jedną z nich.

Puszka z Pandorą Paganiniego manipulacji czyli „CzeKiszczaka”

Notowałem na laptopie wypowiedzi przyjaciół szukających argumentów na obronę spiskowej teorii dziejów. Wiem, że być intelektualistą w Polsce to pleść bezkarnie głupstwa przed kamerami w porze największej oglądalności.

Oto niektóre hasła: „Wszystko jest teorią spiskową”. „Wszystko jest częścią większej teorii spiskowej”. „Teoria spiskowa daje się usystematyzować w nieskończoność; i w górę (teoria spiskowa coraz większa); i w dół (teoria spiskowa coraz mniejsza)”. „Złożoność wszystkich teorii spiskowych jest nieskończona (złożoność prostoty teorii spiskowej powstaje wtedy, gdy uwagę skupiamy na jednej zmiennej lub co najwyżej na kilku)”.

W latach sześćdziesiątych poznałem kilku przełożonych Światły, wielkich oficerów MBP, ale się z nimi na jego temat nie naradzałem. Wiele z tych postaci jest do dziś przekonanych, że w pierwszej dekadzie Peerelu, aby żyć, musieli wszystko robić porządnie, a zwłaszcza zabijać. Morderstwa wymagały od nich niemałej dozy determinacji i zręczności.

Kto tego nie potrafił, tracił posadę w Firmie. Każdy oficer musiał zbrojnie wyrąbać swoje miejsce. Moi znajomi z bezpieki to beznadziejne przypadki. Głęboko i głupio wierzyli, że zabijanie w czasie zdobywania i utrwalania władzy ludowej było dziejową koniecznością. Mieli szczęście. Nigdy nie zapłacili za to, co zrobili. Widać, że jeżeli się ma szczęście, to i głupota nie zaszkodzi.

Tłumaczyli, że musieli być twardzi. Z tego przekonania trudno ich wyleczyć. To przekonanie siedzi w nich do dziś. Jest nieuleczalne. Modelowym przykładem takiego myślenia był inteligentny jak zapalarka do gazu „CzeKiszczak”. To nie był bynajmniej substytut miłości i empatii. To był swoisty Paganini sztuki manipulacji. To generał wierzący, że nie ma w sobie nic do zarzucenia. To ogromne stężenie pychy, cwaniactwa i arogancji. To facet nie pamiętający nic z tego, co robił w przeszłości w szczególności nie pamiętający co mówił o Wałęsie i w jaki sposób nakazywał walczyć z nim.

***

Pułkownik Podpora, który miał wszystko to, co jest niezbędne oficerowi operacyjnemu w UB i MSW. W dodatku miał stopień doktora, gruntowną wiedzę kontrwywiadowczą i właściwą orientację polityczną popartą alkoholicznie, po których nigdy nie miał kaca i który po wypiciu szklaneczki, a najlepiej dwóch, opowiadał, że w przededniu stanu wojennego, w czasie odprawy z kierownictwem resortu Kiszczak pouczał zebranych mniej więcej tymi słowami:

– Wałęsa?! To jest puszka z Pandorą. Otworzycie wieko i wyskoczy dziesięć mniejszych puszek. A w każdej będą mniejsze Pandorki – Geremek, Modzelewski, Kuroń, Michnik, Borusewicz itp. Otworzycie którąś z mniejszych Pandorek i zaraz wychyną Bujak, Frasyniuk, Rulewski, Pinior, Gwiazda, Jurczyk, Celiński etc. A każdy z nich wywlecze dziesięć, sto tysięcy ludzi. To groźna sytuacja. Musi być przełamana. Metody polityczne zawiodły, tak samo jak i operacyjne. Musimy zniszczyć puszkę z Pandorą. Bądźcie gotowi!

Nie wiem, czy Podpora nie ubarwił relacji. Nie lubił Kiszczaka. Miał swoje powody, aby mu dokuczać. Słowa ministra podobno podgrzały atmosferę. Oficerowie oliwili pistolety. Niektórzy pobierali z magazynów kałasznikowy i kajdanki.

Między ministrem i jego pierwszym zastępcą nie było miłości

A W. Pożoga? On, niczym dobry Atlas dźwigał na swoich barkach cały ciężar gier i kombinacji operacyjnych, niektórych wyjątkowo paskudnych. Wiedząc, że całość materiałów dotyczących gier wywiadów z lat osiemdziesiątych była do 1989 r. na kilku dyskach komputerowych, w czasie jednej z ostatnich rozmów z byłym szefem Służby Wywiadu i Kontrwywiadu (jesień 2014 r.) opowiedziałem mu o niegdysiejszej rozmowie z jego podwładnym i spytałem dlaczego na liście Podpory nie ma Lecha i Jarosława Kaczyńskich? Chciałem też wiedzieć gdzie są dyski, skoro nie ma ich w IPN? I dodałem, że bez zawartych na tych nośnikach dokumentów niemożliwe wydaje się wyjaśnienia wszystkich niuansów związanych z transformacją ustrojową.

Generał przyznał mi rację. Na moment zamilkł. Chwilę chodził po pomieszczeniu. Być może myślał co  odpowiedzieć. Było bezgłośnie. Słychać było tylko kroki na wykładzinie. Po minucie wymienił dwa nazwiska:

– Jaruzelski i Kiszczak. Ale raczej Kiszczak. Jednak głowy za to nie dam. Nie było mnie już wówczas na Rakowieckiej. Byłem ambasadorem w Bułgarii. Ci generałowie byli najwybitniejszymi prywatyzatorami archiwaliów końca Peerelu. Oni mogli mieć każdy dokument. Wziąć go bez kwitowania. Dobrze pan o tym wie. Przecież pan sam, panie Henryku, w swoich książkach publikował dokumenty z prywatnego zbioru Jaruzelskiego.

– Pan także mógł mieć wszystko. A także pana następca. A Pan? Też pan, generale, coś zachomikował?

– Nie wiem co robił mój następca. A ja? Ja też coś miałem w domu. Niewiele. Ale żona się bała. Kazała spalić. I ja spaliłem. Dokumenty, które pan otrzymywał ode mnie w latach osiemdziesiątych były odtajniane na mocy rozkazu ministra. Dałem to przecież panu na piśmie. Powinien pan również pamiętać, że pisząc książkę Pożoga. W. Jaruzelski tego nigdy nie powie chcieliśmy opowiedzieć ciekawą historyjkę wywiadowczą związaną z L. Wałęsą, ale brakowało dokumentacji. Molestowaliśmy nawet gen. Henryka Jasika, aby odtajnił niektóre sprawy. Generał nie mógł, albo nie chciał tego zrobić. A może tych dokumentów już nie było w MSW? No i obyło się bez tego wątku.

– A KGB. Mogli mieć coś z zasobów Biura „C” MSW? Mogli dysponować dyskami komputerowymi, o których wspomniałem?

– Do momentu, gdy rezydentem KGB w Warszawie był gen. W. Pawłow, Rosjanie mieli od nas wszystko to, co chcieli. Mam tu na myśli MSW i MON. Mówił mi o tym także gen. Buła, bo go pytałem jak te sprawy wyglądają w jego służbie. Co i ile czego brali tego nie wiem. Dużo brali. Pamięć jest zawodna. Ja nie byłem dysponentem Biura „C”. Pamiętaj jednak, że na początku lat osiemdziesiątych Pawłow zażądał wszystkich materiałów dotyczących Karola Wojtyły, głównie ze SB i mojej służby. Coś na temat Wałęsy i innych opozycjonistów też szło do Moskwy. Ale szczegółów nie potrafię podać. O takich sprawach decydował minister. Z chwilą objęcia funkcji genseka przez Gorbaczowa niewiele się zmieniło. Może tylko większą wagę przykładano do nośników elektronicznych. W tej dziedzinie byłem jednak słaby. Nie wszystko, nawet we własnej służbie kontrolowałem. Chyba minister był tu lepszy. Mogę jednak powiedzieć, że nadal Rosjanie dawali nam to co chcieli, a my Rosjanom to, co mieliśmy.

– A Kaczyńscy? – przypomniałem generałowi.

– Panie Henryku! Toż to w latach osiemdziesiątych byli B-klasowi opozycjoniści. Niech pan policzy w ilu materiałach resortowych i Biura Politycznego KC PZPR przewija się nazwisko Wałęsy. W ilu innych opozycjonistów. A w ilu widnieją nazwiska Kaczyńskich? Nie pamiętam aby w najważniejszych dokumentach widniało nazwisko któregoś z braci. Lech Kaczyński był wprawdzie internowany, ale piętnaście tysięcy innych działaczy także było. Natomiast o Jarosławie usłyszałem dopiero jak przygotowywaliśmy się do transformacji, gdzieś tak od połowy lat osiemdziesiątych. Jednak począwszy od „Okrągłego Stołu” oni błyskawicznie doszlusowali do ekstraklasy polityków. Ostro szli w górę. Jeden został prezydentem, a drugi premierem.

Pożoga był bez wątpienia oportunistą, ale podszyty pewnym dyskretnym nurtem opozycyjności wobec najbrutalniejszych rozkazów Kiszczaka. Generał podejrzewał, że minister musiał mieć coś z natury zwierzęcia. Podobnego zdania na temat „CzeKiszczaka” był również płk M. Wieczorek i płk A. Gotówko.

Kto ma chrapkę na życiorys Lecha Wałęsy?

Cz. Kiszczak, nawet po przekroczeniu dziewięćdziesięciu lat był chyba zadowolony z siebie. Jego receptą na szczęście było – dobre zdrowie i zła pamięć. W telewizji można było obserwować jak siedzi na daczy wyłożonej drewnianą boazerią, umajoną trofeami myśliwskimi i opowiada dziennikarzom o swoich sukcesach.

Od ćwierć wieku starał się wykreślić ze swego mózgu sprawy nieudane, złe, brutalne, nędzne moralnie, paskudne estetycznie. Ale, jestem o tym przekonany, one tkwiły w jego świadomości jak ogromna drzazga z lipowego drzewa w tyłku. Być może gdy zasypiał jawiły mu się przed oczyma bezkompromisowe, pryncypialnie komunistyczne, bezlitosne akcje przeciwko ludziom uznanym za wrogów socjalizmu. Kiszczak był na to zbyt rozumny, by tak nie było.

Generał udanie symulował chorobę. Wiele sądów udawało, że mu wierzy. Ale znalazły się także sądy, które nie uwierzyły i wymierzały najłagodniejszy z możliwych wymiar kary. I wówczas wkraczały najmimordy i lekarze. I wszystko zaczynało się od początku. Udawana zła pamięć pozwoliła „CzKiszczakowi” zapomnieć o wielu niegodnych czynach i wyłgać się od odpowiedzialności za nie. A zapomnienie, szczególnie w służbach specjalnych jest normą i często stosowaną formą kłamstwa.

Generał miał wielkie oparcie w żonie Marii Teresie. Stała przy nim jak Mur Chiński przy Państwie Środka. Pani dr Kiszczakowa chwali męża w mediach i książkach, bo – jak sama mówi – jest poetką i pisarką. Wprawdzie wierszoklectwo nie czyni z kobiety poetessy, a grafomaństwo pisarza, ale wobec ataków na Czesława Kiszczaka, to dobrego słowa o generale nigdy za wiele.

No i generałowa kombinując wykombinowała. Ćwierć wieku temu, aby zgeszefcić mundur małżonka wymyśliła „Aukcję prominent”. Mianowała się jej dyrektorem. W ogłoszeniu o aukcji kłamliwie i megalomańsko napisała, że gen. Kiszczak „…w latach 90-tych minister spraw wewnętrznych, wicepremier, premier, który przekazał to stanowisko Tadeuszowi Mazowieckiemu” (mundur nabył Hoover Institution z USA). Pani doktor nie poprzestała na tym. W lutym 2016 chciała spieniężyć w IPN za 90 tys. złotych skradzione przez „CzeKiszczaka” dokumenty Biura „C” MSW. Wybuchła afera wymierzona, nie, nie w Kiszczaka, a w Lecha Wałęsę i on sądzi, że ktoś bardzo chce mu ukraść życiorys. Ale nie chce zdradzić kogo ma na myśli.

Uf, ktoś bardzo nie lubi Lecha!