Miesięczne archiwum: maj 2020

SIĘ NAPISAŁO

18 maja przypada 100 rocznica urodzin Karola Wojtyły. Jest to dobra okazja przytoczyć fragment przygotowywanej do druku powieści.

 

         Sine era et studio: Skoro bohater Biletu do piekła, obok spaw związanych ze służbami specjalnymi wspomniał także papieża JP II, to chciałbym w książce nieśmiało wyznać, że znając, ale tylko z widzenia, historię Kraju Pieroga i Zalewajki nie mogłem się w naszych dziejach doszukać autorytetu, któremu mógłbym w pełni zaufać. Szukałem więc faceta, który, swoimi czynami wypełniałby w stu procentach to, co się kryje pod pojęciem „autorytetu idealnego”.

         Długo sądziłem, że stosunkowo najbliższy tego ideału był kard. Karol Wojtyła, który zostawszy papieżem przybrał miano Jana Pawła II.  I wówczas przypomniałem sobie powiedzenie Nikołaja Gogola o prokuratorze i pomyślałem, że nawet Jezus Chrystus nie był idealny, bo przychodziły mu do głowy pretensje do ojca.

         Dziś czytając, z jeden strony mdlące hagiografie o papieżu, w których do miana epokowego wydarzenia urastają słynne wadowickie kremówki, a z drugiej – ciężkostrawne  horrory o stosunku JP II do kobiet, aborcji,  antykoncepcji, pedofilii, „produkcji” świętych i biskupów o marnej i bardzo marnej proweniencji, mam nieodparte wrażenie, że na prawdziwą biografie kard. K. Wojtyły przyjdzie poczekać aż otworzą się archiwa Watykanu.  Sam też nie jestem bez winy. Pisząc raporty, o których za chwile, ani mi przez myśl nie przeszło, aby umieścić w nich informacja o grupie pedofilów z udziałem intelektualistów, m.in. J. Iwaszkiewicza, H. Krzeczkowskiegi, T. Stecia i pewnego duchownego, działającej od lat pięćdziesiątych. Byłem świadkiem tego niecnego procederu. Powinienem o tym chociaż słówkiem wspomnieć. Z różnych względów nie zrobiłem tego. Może podobnie postępowali inni informatorzy papieża. Może więc JP II nic o paskudnych czynach z udziałem osoby duchownej nie wiedział?  

         No, ale nic to. JP II, obojętnie, co by dziś o Wojtyle powiedziano, był i pozostał moim najwybitniejszym autorytetem, przynajmniej w dziedzinie walki z systemem bolszewickim. Tylko, że w miarę procesu starzenia się i poznawania nowych szczegółów życia papieża moje wspomnienia o nim kurczą się jak koszule uszytego z tandetnego materiału.

         W tym miejscu, ogarnięty nostalgią, tą neuralgią wspomnień, przyszła pora przyznać się do dwóch niecnych uczynków wybranych z miliona paskudztw jakie obciążają moje sumienie. Z chwilą objęcia tronu w stolicy apostolskiej przez kard. Karola Wojtyłę wpadłem na dziki pomysł by dostarczać JP II niektóre wiadomości z Polski, do których, jako dziennikarz zaprzyjaźniony ze służbami specjalnym miałem jako taki dostęp. Byłem gotów zaprzyjaźnić się z Belzebubem, a nawet z generałami, by wyciągać interesujące kwity z archiwów służb specjalnych wojska i bezpieki.

         Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Byłem oficerem WOP, a uznawszy pojęcie „zabezpieczanie granicy państwowej”    za typową peryfrazę wolałem robić coś znacznie paskudniejszego. Przyznam, że miałem kłopoty z „zaliczaniem” tzw. prac społecznych i nie bacząc na to, do czego zostałem powołany i na to, co nakazywała partia, rząd i przełożeni, a co, jak podawano w „Życiu Warszawy” wiązało się z  „powstrzymywania odwetowych zapędów awanturniczych sił zimnowojennych” skupiłem się na czymś innym. Mając w łepetynie sprawdzoną przez pokolenia myśl, że „pod latarnią jest najciemniej”, z zachowaniem pełnej konspiracji, nawet przed własną rodziną, zacząłem pisać raporty dla JP II. Wysyłałem je z różnych miast Polski.

         Nie wiem, czy te elukubracje dochodziły do adresata. I tu dochodzę do drugiego niecnego uczynku. Po pewnym czasie do procederu wciągnąłem Annę Walentynowicz, znaną mi jeszcze z czasów strajku w 1970 r. Pani Anna, miała dobre kontakty w krakowskim środowisku osób duchownych i zgodziła się „robić” za kuriera raportów kierowanych na ręce obecnego kard. Stanisława Dziwisza, wówczas najbliższego współpracownika JP II. W czasie pobytu w Warszawie działaczka „Solidarności” odwiedzała mnie na Ursynowie, gdzie mieszkałem od 1980 roku, a później w Michałowicach. Ostatni raport: Tezy do analizy działań służb specjalnych III RP skończyłem w czerwcu 2004 r. Pani Ania wysłała go nieco później razem z materiałami innych autorów.

         Po drodze spotkała mnie inna przygoda związania z niecnym procederem nieuprawnionego pisania raportów do JP II. Oto w początku lat dziewięćdziesiątych jakiś kapuś, chyba niebacznie pozostawiony w Watykanie (mino, że tylko ostatni raport był podpisany moim imieniem i nazwiskiem) domyślił się kto jest autorem tych elukubracji. Zostałem wezwany do MSW i oskarżony o szpiegostwo, bo donosiłem głowie państwa watykańskiego o tajemnicach państwowych.

         Odpowiedziałem, że Jan Paweł II nie jest dla mnie tylko głową państwa, a czymś znacznie ważniejszym, bo przywódcą duchowym półtora miliarda chrześcijan, a tym samym i moim.

         Sprawa przycichła. Oficjalnie więcej do tego tematu nie wracano. Tym niemniej, do dziś, od czasu do czasu jakiś kundel, z grecka – sykofant, z rzymska – delator, a po polsku zwyczajny kapuś oskarża mnie o związki ze służbami specjalnymi donosząc publicznie, że byłem szpiegiem, a to, że byłem tylko generałem NKWD czy funkcjonariuszem bezpieki wojskowej. Spuszczam na kundli zasłonę milczenia. Głupota jest bowiem także formą używania umysłu i jako taka jest niezbywalnym prawem człowieka. Tym bardziej, że teraz głupota stała się znacznie mniej interesująca. Dzięki mediom rozprzestrzenia się w jednej chwili i u wszystkich jest taka sama. Nie zmienia to faktu, że życie pośród głupców jest znacznie trudniejsze niż życie z dzikimi zwierzętami. In saecula saeculorum. Amen.