Miesięczne archiwum: luty 2013

MARZEC ‘68

Jeżeli mam być szczery w tych nieszczerych zapiskach to muszę przyznać, że w 1968 r. rządy w MON i MSW przejęli generałowie: Wojciech Jaruzelski, Mieczysław Moczar i Franciszek Szlachcic, którzy za króla obrali Władysława Gomułkę ksywa „Wiesław”. Generałowie ci mieli bardzo jedwabisty stosunek do Polaków z obcymi naleciałościami, nie spełniającymi kryteriów Prawdziwych Polaków. Wizja tych generałów była płaska, powierzchowna, wredna i w dodatku całkowicie fałszywa, czemu dawali niejednokrotnie wyraz w słynnych „obiadach czwartkowych” (vide: Tajna historia Polski). Szczególnie węszono za osobami pochodzenia żydowskiego. W resortach siłowych królował antysemityzm. To była droga segregacjonistyczna i faszystowska. W WSW nakazano nawet zwracać uwagę na imiona podopiecznych, pod którymi mogli się skryć Żydzi.  Przekonywano, że Maurycy pochodzi od Mojżesza, Izydor od Izaaka, Edward od Arona, Jacek od Jakuba, Alfons od Adama, Henryk od Cwi…

Pod hasłem „Syjoniści do Syjonu” czyszczono od szeregowców po generałów. Posługując się taką swoistą sofistyką, można udowodnić wszystko. Nawet to, że Adam Mickiewicz jest dziadkiem Jankiela. Można się zastanawiać, czy było to kretyństwo, opętanie, czy zemsta za to, że Polacy pochodzenia żydowskiego, mieli w niektórych resortach np. w MBP (latach 1945 – 1956) wyraźną nadreprezentację. Jeżeli chodzi o resorty siłowe można w nich było znaleźć kretyństwo i zemstę. Antysemityzm i seksizm był na porządku dziennym. Wystarczyło, że jakaś kobieta założyła minispódniczkę a już  mówiono, że prosi się o gwałt. Wystarczyło, że ktoś miał garbaty nos a już był Żydem – syjonistą. Od 1967 roku były to najbardziej toksyczne ministerstwa. Ale i wcześniej był z tym problem. Wydano nawet odgórne zalecenie władz, by osoby pochodzenia żydowskiego zmieniały nazwiska na polskobrzmiące, bądź pozostały przy nazwiskach okupacyjnych. Po 1956 r. Europa powoli przechodziła na równouprawnienie etniczne. U nas zaczynał się proces odwrotny, którego apogeum stanowiły tzw. wypadki marcowe. Wiele lat później rozmawiałem na ten temat z licznymi inteligentnymi oficerami resortów siłowych i z kilkoma kretynami. Ich kretynizm krył o wiele groźniejszy defekt niż głupotę salonową. Byli i zostali antysemitami. Jedynie generał Jaruzelski wyraził żal za to, co robił.

Byłem zastępcą dowódcy Górskiego Batalionu WOP   Szklarskiej Porębie. W owym czasie odległość z tej miejscowości do Warszawy była większa niż z Ziemi do Księżyca, a stężenie  rozkazów wydawanych w stolicy, w miarę oddalania się od Warszawy wydatnie malało, ale nie dotyczyło to rasizmu i antysemityzmu. Tłuszcza ochoczo podchwyciła  temat. Rozmawiano kabotyńskim, faszystowskim językiem, w którym czaiła się nowomowa partyjna, zmieszana z parującym, świeżym gównem. Pamiętam dobrze ten czas. Trudno zrozumieć jak I sekretarzowi KC PZPR Gomułce i partii udało się przyciągnąć do antysemickiej retoryki młodzież, robotników i intelektualistów pozbawionych inteligencji. Jak Polska długa i szeroka organizowano wiece z poparciem polityki partii i rządu. Oficjele przychodzili na nie z całymi rodzinami, z którymi w innych okolicznościach zazwyczaj wstydzili się pokazywać. Niech was to nie dziwi. Wy byście się także wstydzili takich żon i dzieci.

Z Warszawy polecono nam zorganizować zbiorowe wysłuchanie mowy pierwszego sekretarza KC PZPR. Szef partii przewodniej, stworzywszy teorię socjalistycznego purytanizmu, który oznaczał – drżący lęk, że ktoś z mieszkańców Kraju Pieroga i Zalewajki może być szczęśliwy, teraz znęcał się nad zagrożeniem Polski. Władysław Gomułka ksywa „Wiesław” i „Gnom” przeszedł w  przemówieniu samego siebie. Postępował w myśl porzekadła: Sezamie otwórz się! I sezam „Gnomowi” otworzył się. I on zamknąć się nie mógł. Truł i truł przez kilka godzin niczym zaklinacz węży. Wystąpienie roiło się od zelżywości jak trupy od robaków. Padały określenia obrzydliwe. Gomułka chciał być ajatollahem partii. Smutkiem napawało to, że „Gnomowi” uwierzyło wielu, na pozór rozsądnych ludzi, którzy żywili się słowami Gomułki jak wampiry krwią. On im zastąpił cały regiment generalskich żab z Jaruzelskim, Moczarem i Szlachcicem  kumkających o syjonistycznym udręczeniu i niebezpieczeństwie. Warto przypomnieć, że o tych generałach mówiono: „Uważaj, gdy podajesz im dłoń, nie zapomnij później policzyć, czy aby zostało ci pięć palców”. 

Od słów przywódcy partii zatykały się uszy, bolały zęby, puchły stawy i zastanawiałem się jak „Gnomowi” oraz generałom udało się, w zaledwie 12 lat  po Auschwitz  wcisnąć rodakom takie gówno jak ideologię antysemicką. Dowódca batalionu pułkownik Drobniak kazał mi skomentować przemówienie i odpowiedzieć na pytania kadry i żołnierzy służby zasadniczej. Pytań nie było. Uważając rasizm i zoologiczny antysemityzm za zbrodnie przeciw rozumowi i będąc przekonanym, że po skończonej alokucji „Gnoma” wyskoczyła z jego ust głowa diabełka z piskiem i wywalonym jęzorem, zamiast komentarza kazałem  pootwierać drzwi i okna, aby wiatr halny wywiał duszne nacjonalistyczne oddechy, które spłynęły na nas wraz ze spiczem I sekretarza KC PZPR. Nie wszystkim się to podobało. Oj! nie podobało (więcej na ten temat w Niespokojnej granicy).