SIĘ ZAPISAŁO

Znowu napisało się kilkaset stron.

         Wydawca AGENTA PR Sylwester Wolak, porzucił na moment bieszczadzkie szlaki i ulubionego kota by napisać następującą „zajawkę” dla hurtowni: Gwałtowna wymiana ognia i… Moja walka. Opowieść o facecie – notorycznym rebeliancie o sercu jak kolczasta opuncja jest 88 książką Henryka Piecucha. Autor, pisząc o Peerelu przedstawia sytuację w erze „dobrej zmiany”. Czerpiąc z wyżyn kultury, nawiązując do mitologii greckiej i rzymskiej; rozległego kontekstu Starego i Nowego Testamentu, Koranu i Tory; na różne sposoby do światowego dorobku literatury, ale i muzyki klasycznej i malarstwa, do dziedzin mniej wzniosłych, potocznych, aż po rozmowy żołnierzy i polityków, ofiar i katów: dowcipne, ale częściej dramatyczne – ukazuje, w jakim kierunku zmierza współczesny świat.

W Gwałtownej wymianie ognia i…Piecuch przedstawia skomplikowaną grę wywiadów, ale trzeba podkreślić, iż tak naprawdę nie jest to sensu stricte sensacyjna powieść szpiegowska, ale swojego rodzaju reportaż. Moja walka jest książką o miłości, wierności i kłamstwie, o polityce władzy i władzy polityków, o ludziach i osobie ludzkiej, o papieżu i Panu Bogu i trzech największych grach wywiadu.

         Pisarz w wątkach fabularnych, retrospekcjach i opisach stara się likwidować białe plamy polskiej historii, stara się przezwyciężać stereotypy i mity historyczne, jakie wciąż pokutują w naszym społeczeństwie. Piecuch upomina się o właściwą – sprawiedliwą pamięć dla tych Polaków, którzy przeżywszy nazizm, stalinizm w końcu znaleźli się pod panowaniem „dobrej zmiany”.

Pierwszoosobowy narrator niesie w sobie wiele wątków autobiograficznych. Jest dobrze wykształcony, ale salonowej ogłady nie wyzbył się nawet na froncie. Jest wysportowany i przyciąga do siebie najpiękniejsze kobiety, a walcząc z różnymi wywiadami staje się podwójnym agentem.

      Chyba mało kto zdaje sobie sprawę z takiej gry wywiadów. Taka wiedza jest odległa od obowiązujących – modnych stereotypów. Poza tym w PRL-u była to tajna wiedza, a w III Rzeczypospolitej prawie nikt jej nie wydobył na światło dzienne. Jeśli chodzi o „mody” na fakty historyczne, Zachód najpierw był zły, a następnie dobry. Natomiast Sowiety – odwrotnie.

  1. Piecuch zdaje się nam uświadamiać, że ocena nie może być tak jednoznaczna, szczególnie jeśli chodzi o służby specjalne. Wciąż przecież trwa brutalna dyskusja, że polski majątek został wyprzedany.

      Książka na swój sposób niesie dużą dawkę humoru; dominuje sarkazm, sporo też jest ironii. Główny bohater, który jednocześnie jest narratorem, w tych trudnych czasach musi przecież ratować się – dystansując się do rzeczywistości. 

Czy Gwałtowna wymiana ognia i… kończy się po hollywoodzku – happy endem? I tak, i nie. Autor nie rozstrzyga tego. Czytelnik sam musi wybrać.

      *********

         A teraz z innej beczki, z nowej książki, która się pisze od 25 lat:

         Oto Wisława Szymborska, która jeszcze Nagrodę Nobla miała przed sobą. Ta czarowna białogłowa, błękitna jak kwiat tojadu mordownika, urokliwa niczym obraz Modiglianiego wali tak jak pisze. A pisze szczerze, z prostotą, zrozumiale, jasno i w żywe oczy.          W. Szymborska, jak rzadko kolory twórca wiedziała, że rozum składa się z prawd, które trzeba powiedzieć i z prawd, które trzeba przemilczeć. Więc poetyzuję o rzeczach wielkich i wspaniałych takich, jak obraz Mleczarka albo inaczej Dziewczyna z dzbanem mleka Jana Vermera, ale także o schyłku wieku, torturach, nienawiści i sprawach drobnych, codziennych, nawet o małpach i kotach…

         Może smutek uczył poetkę, że ona służy do życia, do patrzenia i do zapisywania spostrzeżeń w sposób jaki nikomu innemu nie jest dany.

         ***

         Toż to przecie jedna z naszych najwybitniejszych poetek w historii. A może i Europy? A może i świata? Ona uczyła się od życia jak znosić to życie i o tym jest jej poezja.

         Będąc ozdobą literatury Kraju Pieroga i Zalewajki Szymborska nie owija niczego w bawełnę. Nie usprawiedliwia się jak Anatol Fejgin na przykład, że ideologia ją omotała, a dwupak zniewolił. Nie, nic z tego. 

         Tak o poetce pisze, też poeta, Tomasz Jastrun w książce, Dom pisarzy w czasie zarazy: „Wisława Szymborska, która w raz z Kornelem Filipowiczem, Andrzejem Kijowskim i pięćdziesięcioma innymi członkami krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich podpisała list domagający się kary śmierci dla czterech księży kurii krakowskiej oskarżonych o szpiegostwo na rzecz USA, tak po latach tłumaczyła się ze swego podpisu: Jeżeli tam jest mój podpis, to znaczy po prostu, że tam byłam. Nikt na takich zebraniach nie mógł się wyłamać”.

         No ale, Wisława, chyba zrozumiała nauki Tadeusza Kotarbińskiego twierdzącego, że jeśli nie możesz co chcesz, chciej co możesz. No to zaczęła pisać tak jak nie pisał przed nią jeszcze nikt inny. To zaowocowało Nagrodą Nobla.

         Być może Szymborska, posiadaczka jakiegoś, danego tylko największym poetom genu, wyczuwała ogólny metamitologiczny, odwieczny sens egzystencji człowieka uwikłanego w nierozwiązywalne, powtarzalne problemy ontologicznej natury. Wnikając w mity i odszyfrowując ich sens, pokazując porażające perpetuum mobile życia, pisała tak jak pisała. Potrafiła w kropli wody dopatrzyć się sensu całego Wszechświata.   

         ***

         Gdy dziś, siedząc przed lustrem z butelczyną whisky i pałaszując pajdą chleba ze smalcem przypominam sobie co kiedyś wyczyniali ze społeczeństwem panowie towarzysze, poliwodzi pieprzeni, narwańcy w ataku paroksyzmu, szaleni władcy Kraju Pieroga i Zalewajki niemogący usiedzieć spokojnie, i to nie tylko Bierut z Bermanem, ale i parweniusz Gomułką, a i niecny Gierek, i koncyliacyjny Kania, i towarzysz pancerny Jaruzelski i inne niedojadki, pazerne na władze jak jasna cholera, to szpilka mi się w kieszeni otwiera.

         Z tej szóstki, która jest liczbą diabelską, tylko Stanisław Kania był najmniej szkodliwy dla Kraju Pieroga i Zalewajki. Kania mógłby być dorzecznym politykiem peerelowskim, ale był nieco alkoholiczny, pieczołowicie obchodzący się z winami mozelskimi.

         Obciąża go także spolegliwe uleganie fanaberiom Breżniewa i wypromowanie Władysława Pożogi na pierwszego zastępcę generała Kiszczaka.

         ***

         6 września 1980 roku Stanisławowi Kani powierzono funkcję I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR (po Edwardzie Gierku). Dla pospólstwa partyjnego, czeredy ze Stronnictwa Demokratycznego i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego jak i dla bezpartyjnej swołoczy wybór Kani był niespodzianką. Powszechnie stawiano na generała Jaruzelskiego.

         Generał Władysław Pożoga, krótko przez wyborem zapytał ówczesnego szefa I Głównego Zarządu KGB Władimira Kriuczkowa: dlaczego Kania, a nie Jaruzelski?

         Usłyszał: „Jeszcze nie czas na towarzysza Jaruzelskiego. Na niego przyjdzie jeszcze pora”.

         ***

         Pora na generała Jaruzelskiego Ksywa „Wojciech Szbelka” przyszła 18 października 1981 roku.

         12 grudnia 1981 roku o godzinie 14.00 Wojciech Jaruzelski poruczył generałom: Czesławowi Kiszczakowi i Florianowi Siwickiemu aby uruchomili operacje stanu wojennego.

         Operacja miała na celu zniszczenie „Solidarności” i wzięcie społeczeństwa w pacht.

         Generałowie rozkaz wykonali niezwłocznie. Zmobilizowano prawe trzy miliony osób.

         Niemrawo czające się wojska na alarmowych stanowiskach bojowych wojska ruszyły na dziesięciomilionową „Solidarność” aby ratować socjalizm.

         W tej sytuacji stan wojenny musiał się udać. Sowieci nie musieli zbrojnie ratować generałów. Społeczeństwo było przerażone. Ludzie byli wściekli. Niektórzy płakali. Pocieszającym było tylko to, że to Polacy napadli na Polaków, a nie Sowieci!

         Oficjalnie przyjęło się datować stan wojenny na 13 grudnia 1981 rok.

         ***

         Wymienione wcześniej persony, po dojściu do władzy natychmiast zapominały, że chcąc rządzić społeczeństwem, nie powinni gnać ludzi przed sobą, ale sprawić, by naród podążał za nimi.

         Jednak przez pół wieku było to pobożne życzenie. Przecież już M. Bułhakow stwierdził, że każda władza jest gwałtem zadawanym człowiekowi.

         ***

         A gdy w dodatku jawią mi się przed oczyma biesiady z poetą Tadeuszem Kubiakiem i redaktorem Sławomirem Orłowskim, i zjawiskową profesorką Marią Turlejską to nie mogę się oprzeć by nie zacytować fragmentu prozy Milana Kundery:

         „Pan: Taki Kubuś będzie mnie uczył! Będzie mi tłumaczył, czy ja, jego pan, mam racją, czy nie!

         Kubuś: Nie jestem żaden <taki Kubuś>. Przypominam panu, że nazwał mnie pan swoim przyjacielem.

         Pan: Będziesz moim przyjacielem, kiedy zechcę. A kiedy zechcę, byś był <takim Kubusiem>, będziesz <takim Kubusiem>. Bo tak jest zapisane w górze. Tak, w górze jest zapisane, że jestem twoim panem. A teraz życzę sobie, byś zrezygnował ze swojego zakończenia tej historii. Nie podoba się ono ani mnie, ani pani de La Pommerarye, którą wielce szanuję bo ma fantastyczną dupę…”.

         ***

         Tak. Zatracając się we wspomnieniach domniemywam, że Turlejska miała taką pupę. A panowie, i to nie tylko rządzący Polską dwupak Bierut & Berman usiłowali be zgody społeczeństwa Kraj Pieroga i Zalewajki przerabiać w państwo wasalne.

         Byli skuteczni, bo ludzie się bali. Trwało to bardzo długo. Trwało to do czasu aż przyszedł mąż i powiedział aby ludzie przestali się bać.

         ***

         Ale tak w ogóle to trudno jest mówić o kraju, z którego zniknęły takie pojęcia, jak prawda, honor, dobro, wstyd, empatia.

         Trudno się cieszyć z kraju, w którym króluje nieuctwo, prostactwo, chamstwo, brutalność, łgarstwo itp.

         Te cechy, niegdyś potępiane – teraz występują jawnie. Ba, są uznawane za normę albo- wywyższane,

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *