CZĘŚCIOWE STORY O ANTONIM MACIEREWICZU

Tragedia jest prosta, zaś komedia skomplikowana, bo dotyka ludzkiego życia w znacznie większej ilości miejsc niż tragedia.

                                                   Madame de Stael

Były minister MSW oraz obrony narodowej, jeszcze jako wyznawca Che Guevary był niegdyś ognistym ogierem iberystyki. Potem działaczem opozycyjnym, a po 1989 r. tyle zajadłym, co nieskutecznym lustratorem. Następnie rozbijaczem kilku partii.

Jako minister obrony narodowej i kapłan religii smoleńskiej zaczął proces psucia, deprawacji oraz kundlenia armii. Mało tego, równocześnie pozwolił sobie wierzgać na naczelnika oraz gryźć i kopać jego komilitonów, w tym samego prezydenta. Robił to w swoim stylu: nie ugryzie, ale krew wypije.

Wreszcie jawnie zamarzył o zastąpieniu naczelnika na stanowisku szefa PiS. Były już tego jawne sygnały. Hordy kohort pod sztandarem ministra obrony czaiły się, gotowe do walki o pryncypała, który załatwił im znaczne podwyżki pensji. Tego było za wiele. Macierewicz poszedł na pięć minut na ławkę kar. I nagle wrócił, desygnowany przez prezydenta na stanowisko marszałka seniora.

Rozumieją to i ci ślepi, i ci głusi, i ci i ślepi, i głusi. Onegdaj, w wielkim jak kort tenisowy gabinecie przy na ulicy Klonowej w Warszawie Macierewiczowi jawiło się przejęcie „ludu pisowskiego”, w którym nie tylko Obrona Terytorialna, ale nawet dzieci będą ulepione ze zmacierewiczowanego patriotyzmu. Mam nadzieję, że nie pozwolą na to pozostali pretendenci do tronu po J. Kaczyńskim, polityku wielkoformatowym

                                          ***

Wychowany na peerelowskiej historii dla matołków zastanawiam się, dlaczego nadinteligentny J. Kaczyński tak ceni Macierewicza. Domniemuję, że przyczyna może być podobna, jak w relacji W. Jaruzelski – Cz. Kiszczak.

I rozważam, czy tylko o wzajemny szacunek chodzi?

Dziś J. Kaczyński, udanie udając nabożnictwo, które jest czystą bigoterią gra wszystkim i wszystkimi. Prezes PiS od czasu do czasu upokarza premierów, ale także nigdy nie był wpatrzony w Andrzeja Dudę, którego powołał na funkcję prezydenta III RP.

Naczelnik hołubi A. Macierewicza, blagiera wspaniałego, bezwstydnika nadrealistycznego, poszukiwacza „Świętego Graala katastrowy smoleńskiej”. Być może prezes PiS myśli, że szukający Macierewicz zawsze coś znajdzie, choć niekoniecznie musi to być właśnie to, czego szuka.

A przecież Naczelnik ma w swojej partii wytrawnych graczy politycznych, a nie tylko nieudaczników potykających się o własne sznurowadła. Dlaczego nie daje im rozwinąć skrzydeł? Dlaczego Macierewicz, jako jedyny z konfratrów Prezesa nie musi go całować w rękę na powitanie? Czy hołubienie dubeltowego eks-ministra dlatego, że jest on wrogiem Wałęsy i ma pomysły „na Smoleńsk”, przy których bledną horrendalne teorie spiskowe ma w ogóle sens?                                                                ***

Naczelnik zna charakter likwidatora WSI jak nikt inny. Razem konspirowali w latach 80. Opowiada o tym Karnowskiemu i Zarembie w książce. Kiedy Jaruzelski ogłosił stan wojenny, Macierewicz ukrywał się w swoim mieszkaniu na Żoliborzu. Odwiedził go J. Kaczyński i tak to zapamiętał: Żona Macierewicza, Hanka, wprowadza mnie do łazienki. Antek siedzi w zamkniętej łazience na sedesie. Podekscytowany krzyczy: niech mnie rozstrzelają. A żona na to: Mogą cię rozstrzelać, na razie siedzisz na klozecie.

W sennych koszmarach komiliton naczelnika jawi mi się, jako osobnik, u którego jestestwo góruje nad rozumem. Albo, jako agent wpływu (świadomy lub kapturowy) wschodniego mocarstwa.             

                                          ***

To, że eks-minister obrony narodowej jest równocześnie nadal strażnikiem religii smoleńskiej nie jest dla niego żadną gwarancją. Musi być coś innego. Naczelnik może w każdej chwili powiedzieć, że Macierewicz, wobec afery z Wacławem Berczyńskim oraz rozpowszechniania niepoliczalnych wersji dotyczących katastrofy, wprowadził go w błąd.

Nie, nie, nie. Przyczyną atencji, respektu, nawet rewerencji prezesa do ministra musi być coś znacznie poważniejszego. Postępowanie A. Macierewicza nie jest niczym nowym.

Przed wojną był Nikodem Dyzma, postać literacka, ale sugestywna. W epoce Edwarda Gierka podobnie zachowywał się gen. Franciszek Szlachcic. Ba, ale co by złego nie powiedzieć o tych dwóch mężach, nie narobili tylu szkód, co Antoni Macierewicz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *