WAŁĘSA I STRAJKI

Tylko mam jedną prośbę: uszanuj naszą inteligencję i nie mów, że chciałeś o nim napisać prawdę.

                                                           Janusz Głowacki

 

Na początku był wielki gniew. Wprawdzie z telewizora błyskało, że sytuacja jest dobra ale nie beznadziejna, bo krowy były tłuste, a wieprze zadowolone, tylko ludzie, nie wiedzieć dlaczego, świń nie utożsamiali z trzodą chlewną, a z komitetami partyjnymi i z SB. 14 sierpnia 1980  r. Wałęsa stanął przed murem, który  ludzie bez powodzenia usiłowali przebić głową. Wałęsa go przeskoczył!!! Zaraz po tym ucichł klangor żurawi stoczniowych a rozległy się okrzyki wzywające do rewolty. W ślad za tym zabulgotało Trójmiasto. Potem zafurkotał cały Peerel. Pomyślałem, że natężonego ambicją znanego prowodyra Wałęsę, wraz z gronem doradców, którzy wprowadzali robotników w sposób zwykły w świat niezwykły, czeka trudne zadanie. Trzeba przekonać masy, że warto się bić. Bo może nie skończy się to tak, jak w czerwcu i październiku 1956 r., w marcu 1968 r., w grudniu 1970 r., w czerwcu 1976 r.? Wychowany na Polakach-doprzodowych myślałem, że zobaczę sukces Polaków-zwyklaków, tak jak własne uszy bez zwierciadła. Ciekaw byłem, czy robotnicy, wsparci inteligencją, którą można utożsamiać z dawną szlachtą, poradzą sobie lepiej. Nie wiem czy doradcy cytowali Wałęsie słowa Zygmunta Krasińskiego: Jeden tylko, jeden cud: / Z szlachtą polską polski lud, / Jak dwa chóry – jednio pienie!  Wiem, że Krzysztof Pomian pisał: “Solidarność” nie mogłaby się pojawić, osiągnąć swych celów, ani zaspokoić oczekiwań, jakie się w niej pokłada, bez udziału inteligencji.

            W powojniu połączenie “roboli” z jajogłowymi było nowością w awanturach z władzą. Do tej pory obie klasy walczyły oddzielnie. Robotnicy pięściami, intelektualiści – rozumem. Nie chcę powielać odpowiedzi. Ktoś powiedział, że autor powinien być głupszy od swoich książek. Dlatego redaguję komunikaty. Chciałem, aby dokumenty i cytaty były prawdziwe a opinie i komentarze wolne. Przypuszczałem, że doradcy będą musieli przekonać masy, jak przejść od kościoła komunizmu do kościoła kapitalistycznego. Gdyby w sierpniu 1980 r. doradcy powiedzieli ludziom prawdę, w jaki sposób zamierzają ich urządzić, nikt by za nimi nie poszedł. Musieli łgać. Można to było osiągnąć tylko w jeden sposób. Trzeba było, aby ludzie uwierzyli, że mają do czynienia z wybitnym przywódcą, z kimś na kształt Boga, który ich poprowadzi do ziemi obiecanej. Należało takiego kandydata znaleźć. I choć aspirowało wielu wybrano Wałęsę, bo jak twierdziło pospólstwo – Wałęsa miał w sobie to coś, co umysł ludzki rozjaśnia i do klękania skłania. Działał jak hipnotyzer. Przerabiał człowieka w medium. Boskość Wałęsy miała się dokonywać poprzez opanowanie tłumów. Tak jak boskość Castro, Kim Ir Sena, a nawet Lenina. Udało się. To doradcy, media i służby specjalne są temu winne. Wciągając do zabawy krajowe i zagraniczne ośrodki propagandowe, sprawili, iż masy myślały, że:

            Lech Wałęsa to osoba niebywale sympatyczna

            Lech Wałęsa to osoba nieprzeciętnie inteligentna

            Lech Wałęsa to osoba niezwykle utalentowana

            Lech Wałęsa to osoba niespotykanie miła

            Lech Wałęsa to osoba prawdziwie szczera

            Lech Wałęsa to osoba wyjątkowo błyskotliwa

            Lech Wałęsa to osoba bardzo przyjacielska

            Lech Wałęsa to osoba zniewalająco urodziwa

            Lech Wałęsa to osoba całkowicie bezinteresowna

            Lech Wałęsa to osoba niesłychanie dowcipna

            Lech Wałęsa to osoba nad wyraz skromna

            Lech Wałęsa to osoba dająca się lubić

            Lech Wałęsa to osoba zdolna poprowadzić do zwycięstwa.

            Żaden z tych sloganów nie był prawdziwy – z wyjątkiem ostatniego. Ale ludzie uwierzyli. Okazało, że masy wierzą nie w to, co widzą, a w to, w co chcą wierzyć. Nie wiem, jak to się stało. Czasem nie można powiedzieć prosto, o co chodzi, w ogóle nie można tego wyrazić w zdaniach mających sens logiczny. Wydawało mi się, że Wałęsa, który przez całe życie, aż do sierpnia 1980 r., rzucał kamienie z upoważnienia, choć raz chciałby coś zrobić bez pozwolenia. I zrobił, i mówił: Nie wiem, czy jestem przywódcą, ale gdy tłum milczy, rozumiem, co chciałby powiedzieć, i sam to mówię. A z okazji trzydziestej rocznicy Sierpnia ’80 skromnie zauważył: …ja tylko walczyłem o możliwości. Wywalczyłem ją i przekazałem narodowi to zwycięstwo. Ja mogłem być jeszcze lepszy niż Castro, Kim Ir Sen czy nawet Lenin. Ja to potrafię, mogłem wodzem być. Przyznaję, III RP bez Wałęsy byłaby tylko olbrzymią dziurą w przestrzeni, jak staw Moneta pozbawiony lilii.

***     

            Był środek lata. Gniew narastał u Wałęsy i u innych. W połowie sierpnia 1980 r. w Stoczni im. Lenina w Gdańsku wybuchła “Solidarność” obiecująca ludziom promienną przyszłość. Było jak u Lenina: Rządzący zdawali sobie sprawę, że nie dadzą rady rządzić starymi metodami, a rządzeni nie chcieli już dopuścić, by rządzono nimi feudalnymi sposobami. To zachwiało zdrowiem psychicznym mieszkańców Peerelu. Szybko okazało się, że 10 milionów Polaków choruje na wolność. Umyśliłem, aby sprawdzić, czy marzenia o wolności mają szansę powodzenia. Był to zamiar bardziej zgubny niż promieniowanie radioaktywne po wybuchu w elektrowni atomowej w Czernobylu. Miejsce wybrano właściwie. Trójmiasto było dobre do rozpoczęcia zbiorowego samobójstwa. Robole, jak ich nazywała elita partii robotniczej, ruszyli na skostniałe łby nomenklatury. Przewodził Wałęsa. Był przysłowiową złotą rączką. Mówiono, że potrafi zrobić wszystko, od piramidy do piramidonu. Teraz próbował strajku. Sprawiał wrażenie rozgwieżdżonego, rozświetlonego, niesionego entuzjazmem mas, ale równocześnie wsobnego, rozgubionego. Jednak w jego oczach była pasja. Rodzaj obłędu. Od zarania strajku budził gwałtowne namiętności.

Lgnęły do niego kobiety. Panny i mężatki chciały go zagospodarować. Noszony na ramionach robotników sprawiał wrażenie, że lewituje. Ale jednocześnie rozniecał zawiść aktywistów, że to nie oni są noszeni. Jego głos był tak silny, że docierał do najodleglejszych zakątków. Przekonywał, że w Peerelu jest za dużo niedopasowania do ludzkich potrzeb. Zgarniał niedopasowanych do socraju i zespalał “Solidarność”. Walka i życie szło z nim razem. Chwilami było tym samym. Partia zawyła i zaczynała truchleć. Na obradach Biura Politycznego KC PZPR (26 sierpnia 1980 r.) I sekretarz Gierek powiedział: Stoczniowcy kiedyś będą się wstydzić, że dali się nabrać szubrawcom politycznym (chodziło o doradców Wałęsy – H.P.). Wtórował mu gen. bryg. prof. Jabłoński (przewodniczący Rady Państwa): …trzeba ich obnażać, nawet zrobić wywiad z tym łajdakiem Wałęsą.

              “Łajdaka” znałem z wydarzeń grudnia 1970 r., opowieści zwiadowców z Trójmiasta i Pożogi oraz z dokumentów. Obserwując jego publiczne wystąpienia, bałem się, że frenetyczny tłum wtargnie na platformę, z której często przemawiał i schrupie go razem z kościami. Wałęsa potrzebował mas tak jak wieloryb potrzebuje oceanu. Nie cierpiał samotności. Kochał tłumy. Uważał, że samemu to się można ogolić. Własne oracje nakręcały go bardziej niż skrzynka piwa, flaszka wódki lub hoża cycatka. W jego oczach czaił się spryt i chłodne wyrachowanie. Tak mógłby wyglądać bies przebrany w skórę stoczniowca. Spoglądał na tłum z góry, z dystansem i spokojem niczym tybetański lama, kapłan woodu lub sekretarz z trybuny pierwszomajowej.

                                                           ***

Leszek Kołakowski powiedział kiedyś, że wielki człowiek to taki, który nikogo innego nie przypomina. Wszedłem akurat do księgarni. Na półce zobaczyłem Finnegans Wake Jamesa Joyce’a. To w sam raz dla prostego grafomana piszącego o Lechu Wałęsie – pomyślałem i zacytowałem: …toż e on jest a nikt on inny tym który w ostrachtecznosci będzie odpunchwiedzialny za hubhubpowiedziany czas ten w Edenborough.

            Telle lege! Weź i czytaj. Zrozumieliście wszystko? No to zrozumiecie i Wałęsę. On naprawdę nikogo nie przypomina. Jest niepowtarzalny… A że wszystko skończyło się tak jak skończyło, czyli strzałami no społeczeństwa to inna sprawa.

Post fatum:

W porywie patriotycznym, niektórzy ludzie oskarżają Wałęsę o wszystko to, co najgorsze. W patriotycznym porywie chcą rozstrzelać jego imię, jego cienie, pamięć o nim…

Uf! Patriotyzm rodzi czasem potwory.

            Więcej na ten temat w: Wałęsa i… Kryptonim „Bolek”. Operacje tajnych służb MON i MSW oraz Strzały do Jana Pawła II i narodu.  Wydawnictwo CB, Warszawa 2012 i 2013.

 

P.S.

Piszecie mi: ”Piecuch! Wiesz więcej niż napisałeś!”

Może macie rację. Może wolicie czytać autorów, którzy wiedzą mniej niż napisali. Może was to zadawala?… Bo, mnie śmieszą elukubracje np. profesorów Jerzego Wiatra i Andrzeja Romanowskiego próbujących oszałamiać społeczeństwo operacją „Karkonosze”, w której jakoby zaplanowano podział Polski na trzy strefy okupacyjne („GW” 6-7 lipca 2013). Jako zwolennik tezy Oskara Wilde’a twierdzącego, ze można uwierzyć w to, co niemożliwe, ale nie da się uwierzyć w to, co nieprawdopodobne, powiem tak, i napiszę to wielkimi literami, bo obaj profesorowie są głusi na znane fakty:

OPERACJA „KARKONOSZE” BYŁA TYPOWYM MYŚLENIEM ŻYCZENIOWYM CZECHOSŁOWACKICH GENERAŁÓW, CHYBA NAJGŁUPSZYCH W CAŁYCH DEMOLUDACH. NIGDY NIE WESZŁA W FAZĘ PRZYGOTOWAŃ Z WOJSKAMI. NIE BYŁA NAWET ZLECONA DO SZCZEGÓŁOWEGO OPRACOWANIA OPERACYJNEGO.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *