RZĄDZĄCY

Chciałem zostawić ślad, monogram na ścianie, nie wiem dla kogo i nie wiem po co. Ale odczuwałem potrzebę. Tadeusz Konwicki

Gdyby można było spojrzeć na świat bez żadnej ochrony, uczciwie i odważnie – pękłoby nam serce. Olga Tokarczuk

Ja takoż, z Narodu Polskiego, widzę, że zajęć nigdy mi nie zabraknie. Wciąż pojawiają się nowe teorie, kto jest wrogiem, a kto sojusznikiem. Stale majdruje się nowe listy podejrzanych i wykonuje dokumenty równie prawdziwe jak doniesienia, że Mojżesz zawarł pakt z kosmitami, Hitler kochał Żydów, Stalin wprowadził w Polsce demokrację, a rządzący mówią prawdę dbając o społeczeństwo.

Proceder się nigdy nie skończy. I nie ma powodu, by się skończył. Władcy uzupełnili piąte przykazanie. „Nie zabijaj niepotrzebnie. Jeżeli jednak musisz zabić – nie wahaj się. Zrób to szybko i nie zostawiaj śladu”. Wezwanie do palenia węglem brunatnym w gospodarstwach domowych jest wezwaniem do mordowania ludzi.

Musi być jakiejś miejsce, gdzie wszystko jest zachowane, zapisane aż do najdrobniejszego szczegółu. Powiedzmy, że mucha wpadła w sieci pająka i pająk ją wyssał. Jest to fakt wszechświata i taki fakt nie może być zapomniany. Gdyby taki fakt został zapomniany, powstałaby skaza na świecie. Izaak Bashevis Singer

Dziś umarł mój ulubiony kanarek, a wczoraj jacyś dranie zaciukali młotkiem Tadeusza Stecia. Tadeusz zmarł zatrważającą śmiercią i nadaj nie żyje. Nie musi się już troszczyć o własny image. Użycie słowa „musi” nie jest ani przypadkowe, ani zamierzone, ale nieuniknione. To słowo jest imperatywem kategorycznym. Przy jego pomocy, od czasów Euklidesa buduje się wszelkie aksjomaty, potrzebne także do budowania algorytmów. MINĘŁO PONAD TRZYDZIEŚCI LAT, A MORDERCY SĄ NADAL NA WOLNOŚCI. MOŻE TO WYWOŁAĆ SOMNAMBULICZNY TRANS.

Siedzę na bagnach w pobliżu Raszynki. Trochę deszczuje. Mży. Siąpi. Raczej nie[1]śmiało. Bagna łakomie chwytają każą krople dżdżu. Karmię kaczki, łabędzie i mewy. Mewy śpią na falach stawu. Zza chmur wyszło Słońce. Łasząc się i merdając promieniami przegoniło deszcz. Plusnęło w taflę stawu. Woda rozpryskała się. Na niebie jasno-czerwona gwiazda iluminowała świat na rubinowo. Bo „pochwalone niech będą ptaki i słońce, co im nóżki złoci”. Niedaleko brzegu niegłębokiej ciemnozielonej rzeki, między tańczącymi kępami wodorostów grupują się bociany, aby omówić kurs żab.

Siedzę niczym Tadeusz Różewicz w Cyprianie Norwidzie. Pod czaszką niezborne myśli ganiają się jak konie na Służewcu. Uciekają od poetyckiego giganta hen, za horyzont… Po chwili przed oczami jawi się moja walka z empusami i metanonojami bezpieki. Kontakty z ich specjalistami zawsze wzbudzały mój głęboki niesmak. Ale w pewnych sytuacjach nie mogłem ich uniknąć.

I ZARAZ PRZYSZŁO OTRZEŹWIENIE Oczywiście komuś znającemu mnie z plotek gawiedzi może się wydać śmiesznym, że blagier, pornograf, erotoman, narkoman i czort wie co jeszcze – „uderzył” w tom moralizatora. Nie uważam się za ideał, ale muszę stwierdzić niebywałe przeszarżowanie mojej sylwetki w kierunku ujemnym w opinii przeciętnych kretynów. Stanisław Ignacy Witkiewicz

Sytuacja Kraju Pieroga jest dobra, ale nie beznadziejna. Za oknem szalejąca inflacja. Będzie większa. Trochę dalej „Polski Ład”, bo Morawiecki ubrdał sobie, że to będzie dobre dla Kraju Pieroga i Zalewajki. Nie będzie. Beneficjenci tego spapranego projektu łakną tylko lukratywnych, korzystnych dla siebie stanowisk nie dbając o społeczeństwo. Niczym innym nie dadzą się udatnie ugłaskać. A na udry z nimi premier iść nie może. Bo liczą się słupki poparcia dla partii rządzącej…

SYPIĄ SIĘ Z POLSKIEGO ŁADU TROCINY NICZYM Z ORŁA, Z KTÓREGO „DOBRA ZMIANA” ZROBIŁA CZUCZEŁO, A TERAZ JAKIEŚ OSZOŁOMY CHCĄ GO DODATKOWO PRZEFARBOWAĆ. Pod wpływem COVID 19 i kretyńskiego zarządzania, ale nie tylko, służba zdrowia ledwo dyszy. Podobnie dzieję się z wymiarem sprawiedliwości przechodzący powoli w wymiar niesprawiedliwości. No i wojna w Ukrainie…

Z otaczających nas sąsiadów jedynie z Bałtykiem nie mamy kłopotów. Afera goni aferę. Swarliwe tłuste koty, nie dość, że moralność mają za nic, kradną na potęgę, to jeszcze domagają się ministerialnych stanowisk. Wcześniej czy później wpędzą „Ojca Ojczyzny” w takie tarapaty, że będzie zmuszony zrezygnować z polityki. To będzie czysty zysk dla jego kota i strata dla ludu pisowskigo.

Nad granicę z Białorusią nie dopuszcza się ludzi, którzy mogliby nieść pomoc potrzebującym oraz zasygnalizować niedostatki, a być może i zbrodnie w stosunku do uchodźców i migrantów. Już dawno zapomnieliśmy przykazania Seneki, że póki żyjemy wśród ludzi, bądź[1]my ludzcy. Słowa Seneki zdewaluowali przeróżni szczekacze, plotkarze i oszczercy, których nikt nie sieje, a są wszędzie. Prezydent „niewyobrażający”, podpisujący coraz głupsze, jawnie niekonstytucyjne ustawy. Premier chyba kłamliwy, niebaczny, że kłamstwo plami, bo dziś niepamiętający co powiedział wczoraj… Rządzący starają się społeczeństwo omamić, nabujać, skorumpować, zidiotyfikować. Chciałoby się przypomnieć władcom rządzącym „dumnym narodem”, że wszystko można, ale nie wszystko wypada. I gdy tak patrzę na „Ojca Ojczyzny”, któremu władza nad „ludem pisowskim” czyli rządem, coraz bardziej wymyka się z rąk, to z trudem powstrzymuję okrzyk: „Nie ojcem świata jesteś, ale carem”. Tak, tak, tak. Po trzykroć tak. Max Born miał rację. Próba natury wytworzenia na tej ziemi istoty myślącej nie powiodła się. Na szczęście, wbrew rządzących, poziom bilirubiny mam w normie. Afobamu jeszcze nie muszę brać.

Miałem być pienistą. Miałem już fortepian. W przerwach konkursu Chopinowskiego błogosławiłem Stalina, który nakazał Bierutowi zebrać w Polsce 10 000 fortepianów i ekspediować na wschód. Prezydent PRL zmobilizował swoich i sowieckich siepaczy przysłanych mu do pomocy przez generała Sierowa. Oni i maruderzy rozejrzeli się i rozkaz wykonali. To o nich chciał pisać do Stalina w liście W. Gomułka. Ale chyba nie napisał. Łupem bierutowsko-sowieckich rabusiów padł także mój fortepian. NKWD rabowało także inne dobra i gwałcono kogo popadnie. W naszej rodzinie postąpiono umiarkowanie. Zgwałcono jeno ciotkę. A przecie mogli zgwałcić także mnie.

Starając się żyć na tym świecie tak jakby mnie nie było 24 października 2022 r. po południu znowu cichutko usiadłem na brzegu Raszynki. Świadom, że nie jest politycznie sprawiedliwym, co jest moralnie złym, czekałem na płynące trupy „dobrej zmiany” majdrujących „Polski Ład”. Czekałem na próżno. Politycy się spóźniali. Biurokraci europejscy zaspali i zapomnieli ich dobić. Tedy pocieszyłem się myślą, że co się odwłóczy to jednak wcześniej czy później trupy i tak wypłyną, jak oliwa.

Tu jednak przydarzyła mi się rzecz przykra. Było tak jak pisała „Pani Podbierakowa” czyli Wisława Szymborska: Straszliwy dramat widziały te wody Kiedy ze śmiercią bój toczył duch młody I kiedy uległ, z braku sił, w rozterce Wody się napił i pękło mu serce.

Ale zanim powrócę do trupów, które wychynęły z ostrego cienia nadbużańskiej mgły, pozwólcie wyjaśnić skąd wziął się przydomek noblistki, zupełnie niezwiązany z literaturą? Otóż znakomita poetka miała niegdyś przedniego absztyfikanta. Był to najwyższej próby twórca, Kornel Filipowicz. Wisława i Kornel przeżyli wspólnie 23 lata. Nagrodę Nobla też przetrzymali razem. To były chyba dla obu szczęśliwe lata. Aby się o tym przekonać wystarczy przeczytać wiersz Kot w pustym mieszkaniu. Oto jego fragment: Umrzeć – tego się nie robi kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany.

Tu retrospekcja. Takiego wiersza nikt nie napisze o Innych, którym nie udała się wyprawa do Kraju Pieroga i Zalewajki w poszukiwaniu tego płachetka ziemi, na którym można się poczuć wolnym człowiekiem. Przedzierali się mozolnie. Mimo tysięcy przeszkód, wojska, płotów, zasiek z drutu kolczastego i wszystkiego tego, co mogło utrudnić im życie. Oni szli. Uparcie parli naprzód. Niektórym się udało. Dotarli do nas. I dostali płachetek ziemi polskiej…

Za mały, aby żyć. Wystarczający, aby spocząć w nim na wieki.

Upajałem się poezją noblistki. Tymczasem media doniosły rzeczy niepokojące. Żurnaliści, których przepędzono z terenów objętych stanem wyjątkowym, ale oni i tak wszystko wiedzieli, coraz częściej uderzali na trwogę. Na naszej rzecznej granicy z Białorusią, na Bugu i na innych rzeczkach, bagnach oraz jeziorkach, spośród sitowia, opadłych liści i gałęzi oraz ostrego cienia mgły uka[1]zuje się coraz więcej trupów. Są to trupy nieszczęśników z Azji i północnej Afryki, których ani Białoruś, ani Kraj Pieroga i Zalewajki nie chce wpuścić na swój brzeg. Prawie nikt nie chce udzielić im pomocy. Więc toną. Więc umierają na bagnach.

Z oniriady: Z Raszynki i bagien michałowickich bilokowałem nad Bug. Rzeka była spokojna. Ale nagle lunęło. Woda się wzburzyła. Bug wyrzucał zapiętych 12 na ostatni guzik koszul Innych z węgorzami w głowach. I już jawa. W mojej łepetynie rodzi się wredne pytanie. Nie wiadomo, kto Innych w Bugu i w bagnach lokuje? Siepacze białoruscy, pod wodzą rządzącego tym krajem gangstera i uzurpatora, że jest prezydentem, którego czyny ocierają się o ludobójstwo? Czy sami Inni myśląc, że dadzą redę sforsować rzekę? Czy… ***          Pierwsze nie wytrzymały cztery laureatki literackiej Nagrody Nobla – Olga Tokarczuk, Swietłana Aleksijewicz, Elfriede Jelinek, Herta Müller. W liście do Rady Europy i Parlamentu Europejskiego w sprawie katastrofy humanitarnej na granicy polsko-białoruskiej piszą m.in., że ich zdaniem „polski rząd wprowadził w pasie przygranicznym Polski i Białorusi stan wyjątkowy, na mocy którego nie dopuszcza się udzielania pomocy medycznej chorym i umierającym oraz uniemożliwia się dostęp mediom do rozgrywającej się tam tragedii. Jednak nawet te niepełne, szczątkowe in[1]formacje dają wgląd w ogrom klęski humanitarnej, jaka ma miejsce na granicy Unii Europejskiej: wiemy, że ludzie poddawani są tam bezlitosnej procedurze push-backu i skazani na wychłodzenie, głód i wycieńczenie w lasach i na bagnach”. I dalej: „Białoruskie biura podróży kontrolowane przez reżim Łukaszenki obiecują zrozpaczonym uchodźcom przedostanie się na teren UE za wysoką opłatą. Zwabionych tym sposobem do Mińska zawozi się następnie zorganizowanym transportem do lasu na granicę. Tam próbuje się przemocą wypchnąć ich do Polski, zaś polskie służby również przemocą zawracają ich do Białorusi. W najgorszych wypadkach kończy się to śmiercią. Niektórzy zmarli są nam znani z imienia, inni umierają bezimiennie – czytamy w liście […]. Musimy być świadomi tego, że ludzie są wykorzystywani jako zakładnicy. Te demoniczne praktyki przejdą do historii jako przykład współczesnej odmiany okrucieństwa. W historii Europy zbyt często pozwalaliśmy sobie na niewiedzę. Zamykaliśmy oczy, zasłanialiśmy uszy. Milczeliśmy. Po doświadczeniach XX wieku wiemy, że istnieje wiedza niewygodna i męcząca. Chroniąc własne samopoczucie, większość ludzi nie dopuszczała jej do siebie. Dzisiaj ta sytuacja się powtarza”. Noblistki konkludują: „CZUJEMY SIĘ DZIŚ BOLEŚNIE BEZRADNE – WIEDZIEĆ ZNACZY BYĆ ŚWIADOMYM ZŁA, KTÓRE SIĘ DZIEJE”. Ja również. A przed oczyma pojawił mi się obraz przedwojnia.

31 marca 1938 r. sejm polski wobec spodziewanego masowego powrotu do kraju polskich Żydów zamieszkałych na terenie Niemiec, uchwalił ustawę o pozbawianiu obywatelstwa. 26 października 1938 roku szef służby bezpieczeństwa Rzeszy, Reinhard Heydrich, ogłosił rozporządzenie o natychmiastowym wydaleniu z Niemiec wszystkich polskich Żydów. Otrzymali oni nakaz deportacji. W zaplombowanych pociągach, byli przewożeni do granicy z Polską. Mogli zabrać jedynie 10 marek i trochę ubrań. Deportowano całe rodziny, samotnych mężczyzn i samotne kobiety, a także dzieci i młodzież bez opieki osób starszych. 13 28 października na granicznych stacjach w Zbąszyniu, Bytomiu, pod Chojnicami i Wschową znalazło się ok. 17 tysięcy Żydów z polskim obywatelstwem. Kilka tysięcy z nich – mając status bezpaństwowców – koczowało na granicy między kordonami wojska niemieckiego i polskiego.

Patrzę na obrazki telewizyjne ukazujące współczesnych nieszczęśników stłoczonych jak sardynki w puszczy, pomiędzy siepaczy białoruskiego kanibala Łukaszenkę, a naszych zuchów empatycznego „Ojca Ojczyzny”. Niektórzy wyrywają się z sideł. Udaje im się przekroczyć granicę do Polski. UDAJE IM SIĘ OMINĄĆ KORDONY, DRUTY I ZASIEKI BY UMRZEĆ W BAGNACH. Patrzę na kopczyki ziemi usypane przez tatarów polskich na grobach muzułmanów. Zmarli chcieli tylko wolności! Tymczasem przyszło im umierać o głodzie i chłodzie na poleskich leśnych bagnach. Nikt im nie pomógł. Bo nie mógł. Bo do strefy stanu wyjątkowego nikt nie mógł w jechać by im pomóc.

Empusy służb nie wpuścili nawet ludzi Czerwonego Krzyża, nawet karetki pogotowia ratunkowego, nawet organizacji charytatywnych, nie mówiąc już o dziennikarzach. ALE I CI, KTÓRYM UDAŁO SIĘ PRZEŻYĆ, KTÓRZY NIE BYLI ZAWRACANI TAM SKĄD ICH WYGNALI BIAŁORUSCY SIEPACZE ŁUKASZENKI, TO TEŻ BIEDNI LUDZIE, CHOĆ ŻYWI. Oni także wymagają pomocy. Potrzebny jest dialog z nimi. Są Inni. Zgoda. ALE TO TAKŻE LUDZIE!!! Nie rozumiem, dlaczego mój kraj, kierowany przez „Ojca Ojczyzny” chce za wszelką cenę dołączyć do tych państw uważających, że Inny to po prostu nie człowiek. Więc jakże może być partnerem dialogu? Wy! Chrześcijanie! Pamiętacie wy słowa Mojżesza?: „A gdy zamieszka u ciebie cudzoziemiec, w kraju waszym, nie uciskajcie go! Jak każdy z krajowców między wami będzie u was cudzoziemiec, zamieszkały przy was, i będziesz go miłował jak samego siebie: gdyż cudzoziemcami byliście na Ziemi”. Ryszard Kapuściński już dawno wieszczył, że kraje, które nie przyjmą do siebie ludzi z Trzeciego Świata, same zmienią się w Trzeci świat. MY POWOLI, ALE SYSTEMATYCZNIE, ZABIJAMY CZŁOWIEKA W CZŁOWIEKU.

Niestety, także w mojej miejscowości dają się już słyszeć glosy, na razie nieliczne, przeciwko uchodźcom z Ukrainy,

A FE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

[Fragment książki Rządzący. Moje boje z empusami i metanolami bezpieki].

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *