Zachęta do przeczytania słownika T. Modrzejewskiego.

Nie zawsze jest winą książki, że uderzywszy się nią w głowę, usłyszysz, czytelniku, dźwięk pusty.

                                               Adolf Nowaczyński

Mój pokój upstrzony jest średniowiecznymi liziobrazkami (bohomazami), rycinami i takowymi książkami. Siedziałem przytłamszony jednym, drugim oraz trzecim i rozmyślałem o umieraniu, bo życie było coraz trudniejsze. Jednak opuszczanie tego padołu w chwili gdy dobra zmiana ledwo zipie, a o „Polskim Ładzie” najstarsi ludzie już nie pamiętają byłoby bez sensu. Może lepiej obserwować agonie systemu stworzonego przez „Ojca Ojczyzny”

         No tak, życie jest wprawdzie popieprzone, ale zastrzelić się też szkoda.

         ***  

         Jestem wszelako nieco młodszy od rycin, ale i tak mój mózg, wyprany jest dosyć skutecznie przez hitleryzm, stalinizm, socraj i III Rzeczpospolitą.   Wzmocniwszy się przeto łykiem whisky pociągniętym z gwinta zoczyłem, że w czeluści kaflowego pieca karmionego szczątkami butelek po wodzie mineralnej Daimonion daje mi znaki, że blisko sto lat temu nabyłem książkę – słownik T. Modrzejewskiego Wyrazy które umarły i które umierają. (Warszawa 1936).

         Pomyślałem, ze jest to lektura w sam raz pasująca do nastroju w jakim byłem. Wydłubałem więc foliał ze sterty dzieł, które zawsze miałem pod ręką, mianowicie: spod pięciu różnych wersji Historii WKB (b) pod redakcją Komisji WKP (b), Mein kampf niejakiego A. Hitlera. Czerwonej książeczki Mao Zedonga, Manifestu Komunistycznego i spod 11 tomów przemówień W. Jaruzelskiego, typowego dojutrkowca (człowieka niezdecydowanego), ale generała taktownego i układnego, którego oskarżano o wszystko to, co najgorsze, m.in. o to, że jest matrioszką.

         Tak, niektórzy ludzie są taktowni niczym druh Adam Solarz, mój przyjaciel harcmistrz i dyrektor w jednej osobie. Druh Adam jest taki jak marszałek Marian Spychalski, też harcmistrz, a dodatkowo minister obrony narodowej.

         Tak, niektórzy ludzie są taktowni!!! Zaś inni? Zaś inni ludzie mówią prawdę.

         ***

  1. Solarz, jak mi zapodał, wybiera się do Karpacza aby pogadać, z najmądrzejszym sierżantem jakiego znam, a mianowicie Wacławem Raniszewskim.

         Harcmistrz chce Wacława wypytać o postać najdłuższej dowodzącego strażnicą WOP oficera – Romana Piątkowskiego. Przy okazji twórca HSG planuje dowiedzieć się dlaczego tak wzorowemu szefowi strażnicy jak Raniszewski przyszedł do głowy barbarzyński pomysł aby innego mojego przyjaciela, króla przewodników sudeckich Tadeusza Stecia ciepnąć brutalnie w przepaść do Koła Łomniczki.

         Druh Solarz miał też plan „B”, który przewidywał  wywiedzenie się coś niecoś o latających świerkach, o których wielokrotnie wspominałem, a Raniszewski był tego procederu naocznym i nausznym świadkiem.

         ***    

         Zastawiam Adama z Wacławem w spokoju, bo właśnie przeczytałem fragment wstępu odautorskiego Modrzejewskiego:

… starałem się zebrać wyrazy, które, z biegiem czasu, bądź wyszły zupełnie, bądź też wychodzą z użycia i w niedługim czasie staną się pewnie przeżytkami (…) pytają mnie o znaczenie wyrazu, który jeszcze przed laty, dajmy na to, pięćdziesięciu, był w potocznym użyciu, a którego znaczenia, dziś już nie mogą się dowiedzieć (…).

         Wyrazy taki umarły.

         Inne powoli konają.

         Jeżeli chodzi o słowa cudzoziemskie, obce, które wrosły w mowę naszą jak złośliwy nowotwór w żywy organizm, pozbycie się takiej naleciałości z języka (…) stanowi oczywiście rzecz dodatnią. Jeżeli jednak w grę chodzą wyrazy polskie, powstałe na podłożu słowiańskim, to tych szkoda. Może warto, aby zmartwychwstały, umierające zaś może warto uchronić przed skonaniem.

         Czemu nie… Czemu nie odpowiedzieć na wezwanie T. Modrzejewskiego. Czemu nie reinkarnować wyrazów, które głupio utrupiono? Czemu nie podać wyrazom, które konają skrętu z marihuaną aby odżyły? No, powiedzcie sami, co to komu szkodzi?

         Mnie nic nie szkodziło. Dlatego nadźgałem książkę pt Rządzący. Moje boje z empusami i metanolami bezpieki, w które jest i o harcmistrzu i sierżancie sporo odurzonych słów.

         Rządzący mają się ukazać lada dzień, a może lada rok. Książka jest pisaną zubeczoną, żołniersko żargonową, nafaszerowaną wulgaryzmami, prymitywną polszczyzną ale naszpikowana wyrazami, które umarły lub konają (niektóre trudniejsze wyrazy opatruję wyjaśnieniami), a na które zwrócił mi uwagę Modrzejewski.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *